skanowanie0024 (43)

skanowanie0024 (43)



Ta myśl mną wstrząsnęła. Wyprostowałem się i usiłowałem aęl powąchać. Nic. Niepewnie stanąłem na nogi i przytrzymując się jed* ną ręką krawędzi łóżka, rozpiąłem koszulę i spodnie, w pośpieclul niezgrabnie szarpiąc za guziki. Był tam? Znów ta okropna niepewB ność — już zdawało mi się, że go poczułem, lecz za chwilę ziujflłj Usiadłem zgarbiony na łóżku, podciągnąłem kolana, oparłem nich czoło i objąłem nogi rękami. Czy go w sobie mam? Czy jest ml mnie gaz? Czy dobywa się z mego krocza? Uniosłem głowę i bezsfl nie pokręciłem nią w jedną i w drugą stronę. Gaz z mego kroczĘM I właśnie wtedy usłyszałem hałas na strychu, cichy śmiech, po ktfl rym nastąpiło jakby uderzenie — a potem znowu cisza.

Tej nocy mało spałem i nie gasiłem światła. Starałem się o tyiffl nie myśleć, ale koszmar nie chciał odejść, w mojej głowie wciąż si® działa ta okropna, dręcząca niepewność. Przy śniadaniu czułem siM wyjątkowo nieswojo, bo miałem wrażenie, że wszyscy oni mogą mni* zniszczyć, każdy jeden z nich, wystarczyłoby pojedyncze spojrzeniM czułem się jak żarówka. Dopiero gdy dotarłem nad kanał, powróci® jako taka normalność, zaś gdy drżącymi palcami skręcałem papier® sa, a minuty mijały w tym samotnym miejscu, jedna za drugą płyl nąc obok mnie, wydarzenia poprzedniej nocy, niczym senny koszmaM blednący wraz z nadejściem dnia, stały się mniej przerażające; p<| dłuższej chwili byłem już w stanie się z nich otrząsnąć.

Ale gaz — czemu gaz? Nie miałem pojęcia, co to może znaczy® Czy miało związek ze stojącą po drugiej stronie kanału gazowniąj W Kanadzie nie mają takich gazowni, więc gdy po powrocie spójrz® łem na te trzy ogromne kopuły za fabryką, zobaczyłem je po rai pierwszy od dwudziestu lat, choć tak naprawdę interesuje mnie jej dynie ich konstrukcja, nic więcej, pionowe słupy mieszczą pomiędzy] sobą tysiące stalowych modułów, przy czym każdy z czterech bokó\i takiego modułu składa się na ramę z biegnącymi po przekątnej rożl pórkami; ułożone jeden na drugim wydają się sięgać nieba, powtal rzają ten krzyżujący się wzór niemal w nieskończoność, tak że gdy] zbyt długo im się przyglądam, pochłania mnie ich schematycznośi i sprawia wrażenie, jakby cała struktura wirowała — wiem, że to głupie, jednak to odczucie jest tak bardzo rzeczywiste. Czy właśnie: to stanowiło powód moich dziwnych przeżyć ostatniej nocy? Nie uda--ło mi się znaleźć takiego powiązania.

HfM apiniząc się, szedłem pustymi, mokrymi ulicami do domu. ^■Hnytn popołudniem zaczął padać deszcz (nie wróciłem do pen-ImlUltu na lunch) i mżyło tak już od kilku godzin. Przemokłem do •tpłlni kości, ale specjalnie mnie to nie zmartwiło, czułem się oczy-■Rony, co było mi potrzebne po obfitującej w sensacyjne wydarze-

nury. Kończył się deszczowy dzień, a ja szedłem i szedłem, mija-|qi' In ud ne, ceglane arkady i czarny od dymu wiadukt kolejowy, ■WitfnJący tory linii, która przecina East End; wiele arkad było tępi ślnpych, pozamykały je ceglane mury i arkusze falistej blachy, za plórymi złomowiska i warsztaty samochodowe prowadziły swą mar-mi działalność. Właśnie z jednego z takich przybytków wyłonił się IfnHiaty człowiek na zniszczonym wózku inwalidzkim, który po ihWili zniknął za najbliższym rogiem, a ja ruszyłem za nim i gdy Bliadłem spod arkad, oczom moim ukazała się gazownia, zardzewiało cielska jej trzech kopuł, rdzawobrunatnych, moknących w debilu.

Wkradłem się chyłkiem z powrotem do domu i poszedłem prosto da iwojego pokoju, gdzie zamierzałem zapalić, bo w owym dniu prawi! tego nie robiłem. Stałem przy stole, sięgając po tytoń i bibułki, I wyglądałem przez okno na zaniedbany plac, pośrodku którego mnij do wał się mały, otoczony żelaznym płotem parczek z kilkoma h niwami, jakimś drzewem czy dwoma, małą sadzawką i trawni-lilom, gdzie bawiły się dzieci. Było już ciemno. Przy bramie parku, mumkniętej od piątej trzydzieści po południu, stała pojedyncza latarnia, jej czarny słup wyrastał z rzeźbionej podstawy, a wieńczyła go Wykończona gałkami poprzeczka, na której spoczywał okrągły klosz mieszczący żarówkę, dającą przyćmione, żółtozłote światło, w którym drobiny mżawki unosiły się delikatnie jak pyłki, jak jakieś aluzjo i niedopowiedzenia. Moje zręczne palce chwyciły szczyptę tytoniu 1 nasypały go na bibułkę, następnie zwinąłem całość i polizałem krawędź papierka. Mam małą, cynową, otwieraną automatycznie zapalniczkę; zapaliłem nią papierosa i zaciągnąłem się dymem.-Zapadła noc, a żółte światło latarni stało się silniejsze, bardziej jaskrawe w gęstniejących ciemnościach, zaś drobne krople deszczu wciąż sypały się ukośnie, siekąc tę koronę blasku, podobnie jak liczne wspomnienia sieką zagubiony, zamroczony umysł. Usiadłem przy stole i sięgnąłem po mój dziennik.

*

26


- 27 -


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
-Skąd ta myśl?- odparła Vanessa. -Bo przez to okno już nic nie widać a ty dalej patrzysz.-zaśmiała s
skanowanie0003 216 SŁAWOMIR MROZEK pomimo że znajduje się bliżej widowni, przy tej samej ścianie. Na
w pewnych okolicznościach mogą się okazać indywidualne sposoby szacowania niepewności, oparte na nau
skanowanie0022 (43) ły się na równe nogi i mówiły nauczycielowi to, co chciał usłyszę® Te dzieci sie
skanowanie0012 (43) I rzeczywiście tak się dzieje, wystarczy otworzyć dowolną monografię etnograficz
skanowanie0018 (43) • Parametr sieci a każdej odmiany alotropowej żelaza zwiększa się wraz z Wykres
skanowanie0022 (43) ły się na równe nogi i mówiły nauczycielowi to, co chciał usłyszę® Te dzieci sie
IMAG0757 (7) XXVI Wydaje się, że ta myśl Herbarta okazała się szczególnie płodna. Dalszy rozwój peda
30365 skanowanie0014 (43) srebrnym Salomei, idący na śmierć Gruszczyński ślini się, wydaje „bełk-nię

więcej podobnych podstron