furtce, wpatrując się w szopę i kurczowo ściskając torebkę. Gdzffl zaszczekał jakiś samotny pies, od strony rzeki dobiegały głosy syrffl mgłowych; nagle gdzieś za jej plecami przetoczył się otoczony kłęW mi pary pociąg towarowy, tak że aż się wzdrygnęła. Z wielkim tria dem, zdobywając się na wielką odwagę, otworzyła furtkę i ścieżfli szybko podeszła do drzwi.
Kiedy byłem chłopcem, często dręczyły mnie senne koszmary; tej nocy śnił mi się kanał przy gazowni. W mym zaspanym umyśle szalała burza: woda była bardziej czarna niż zwykle i kipiała szaleńczo, tuż nad głową Ł zasnutego ciemnymi, niskimi chmurami nieba biły pioruny jak nakrapiane, czarne bulwy, z których unosił się dym. Stałem tuż nad ‘brzegiem kanału, gdy na powierzchnię wypłynął szkielet, unoszony na grzbiecie fali, szkielet z wciśniętym pod żebra lśniącym, podobnym do foki stworzeniem. Wąsaty ryjek tej czarnej, paskudnej istoty wystawał spomiędzy kości, a gdy zwierzak skomlał żałośnie, odsłaniały się jego drobne, białe ząbki; woda zniosła go tak, iż znalazł się prawie w zasięgu mojej ręki, lecz po chwili stworzenie znikło znów pod powierzchnią, cały czas wydając żałosne dźwięki, a ja zauważyłem, że kanał zaczął wypluwać inne potworne rzeczy, ogromną, szarą rybę walczącą z ciasną jak druga skóra, plecioną ze sznurka siatką, wzmocnioną na oczach i pysku jak nosek skarpety; but zrobiony z małych, białych kości; inne wąsate, podobne do fok stworzenia, przy czym wiele z nich uwięzionych było w sieciach, z których próbowały się wydostać, a kilka posiadało ludzkie twarze — pobekiwały żałośnie, gdy woda wyrzucała je na powierzchnię, a zaraz potem znowu wciągała w głąb. Każda fala niosła coś okropnego, wydobywała to z głębin, bym mógł zobaczyć, a ja czułem absolutne przerażenie, wiedząc, iż nie uda mi się zostać na brzegu kanału, i wpadnę między te jęczące potworności. Nagle zobaczyłem mojego ojca, który w koszuli i czapce na głowie kopał dół na samym środku zagonu ziemniaków. Wszystko zasnuwała mgła, ale nie aż tak gęsta, by przysłonić podziurawioną, guzkowatą bryłę księżyca. W drzwiach szopy stała Hilda; opierając się o framugę ze swym wy-