PSALM PRZEJŚCIOWYCH
Ludzkości! ja wierzę w twą siłę i zdolność do rozwoju. Wierzę, że ze stanu bydląt wejdziesz w okres doskonalszy... Wierzę w twą przyszłość wielką i wspaniałą, choć dzień twój dzisiejszy nikczemny i marny! Wierzę, że z gnojowiska twego istnienia rozwiną się kwiaty zabijające wonią i drzewa zajmujące miejsca chmur... Wierzę w twą siłę i w twe jutro — o ludzkości dzika i nędzna! boś nas wydała, myśląc, że robakom dałaś życie!
Konające dziś zapłodnione przez ciemne jeszcze jutro, ginąc dało nam życie! Rude promienie chmurnego zachodu zlały się z niejasnym blaskiem świtającej jutrzni, by stworzyć dusze nasze, twory pełne konających świateł, rozpalających się iskier i cienia!
A dzieci nasze, potomstwo dusz naszych ponurych, uczuwać nie będą, jak one, rozpaczy tego, co kona, i trwogi tego, co się rodzi, i podwójnej rozpaczy — podwójnego cienia konania i trwogi!
Między tobą, o bydlęca ludzkości, a wnukami twymi, ludzkością człowieczą, umieściłaś nas, synów swoich, mających dać życie dzieciom światła, sami zrodzeni w cieniu i brudzie... życie człowiekowi--bogu, sami dźwigając z niewymowną rozpaczą i nie-68
ustannym buntem ciężkie brzemię odziedziczonej zwierzęcości.
[Między tobą, ludzkości-płazie, a plemieniem olbrzymów stoimy, mieszaniny żalu i protestu, rozpaczy i nadziei, mroków i światła. 1 żądło gadów wysuwamy nienawistnie ku tobie, o nasza matko! I głowę olbrzymów kierujemy ku stronie, gdzie ty się masz ukazać, o, bohaterskie plemię dzieci naszych!
A gdy chcemy zerwać z siebie nikczemną łuskę płazów, śmiejesz się, matko ludzkości, ludzkości--płazie! Bo zrywając ją, ciało wyrywać musimy szmatami. A gdy rzucić chcemy posterunek tworów przejściowych i dumnie podnosząc głowę olbrzymów kopiemy ludzkość-plaz, śmieje się i syczy, bo depcąc wzgardzoną gadzinę — deptać musimy własną naturę gadu!
A gdy w rozpacznej samopogardzie rzucamy lepsze popędy i żyć chcemy jako gady, oślepiający promień jutrzni ukrytej nas olśniewa — pełzające czoło prostuje nieznana potęga, wznosimy głowę i zwracamy oczy ku stronie wschodu... skąd ty nas witasz, ludzkości człowiecza!
Jak Tantal, zanurzeni w wodzie, wyciągamy ręce ku złotym owocom drzewa przyszłości, i im wyżej je wznosimy, tym gałęź wyżej ucieka... Jak Tantal zanurzeni w topieli życia obecnego, spragnieni jakiegokolwiek napoju, schylamy się ku niej... i im niżej się schylamy, tym niżej ucieka, opada. I zostajemy bezradni między wspaniałym drzewem przyszłości, i mętną wodą dnia dzisiejszego...
69