I wreszcie kryterium ostatnie: zgodność autora z dziełem. W myśl tej zasady wielka twórczość musi znajdować swoje potwierdzenie w całej biografii. Socrealistyczne wiersze Szymborskiej sprzed lat czterdziestu dyskwalifikują poetkę nie dlatego, że były słabe, lecz dlatego, że stanowiły znak ustępstwa wobec totalitaryzmu1 2. Jeśli komisja Noblowska przyznaje laur twórcy, który kolaborował ze stalinizmem, to znaczy, że relatywizuje związek życiorysu z poezją i zatwierdza prawo pisarza do zachowań niemoralnych. Ponadto jury lekceważy w ten sposób doświadczenia zbiorowości, która swoją tożsamość zbudowała na silnym - moralnie nieprzejednanym - oporze stawianym władzy. Pominięcie „opinii narodu” staje się w takim przypadku wywłaszczeniem większości z prawa do decydowania o tym, kto jest wielki, a także pozbawieniem wartości tych postaw, które za jedyny tytuł do chwały mają dawną odmowę współpracy z reżimem totalitarnym. W zgodzie z takim rozumowaniem Szymborska powinna była przeprosić społeczeństwo i przekazać narodowi decyzję w sprawie ewentualnego desygnowania do nagrody40.
Tym samym naprzeciwko domniemanego zbioru reguł politycznej poprawności, które niewiele z literaturą mają wspólnego, usytuowano zasady kanonu. Wywodziły się one, co widać dość wyraźnie, z norm odziedziczonych po edukacji szkolnej. Edukacja ta, nawet gdy mówi o literaturze XX wieku, kieruje się kryteriami wywiedzionymi ze stulecia XIX - z paradygmatu romantyczno-symbolistycznego - i przystosowanymi do nowych warunków3 4. W skład kanonu wchodzi, jak się okazało, etyczne interpretowanie literatury, przeświadczenie, że wspólnota na-rodowo-wyznaniowa powinna być pierwszym gremium zatwierdzającym ważność dorobku, i wreszcie przekonanie, że twórca pisze dzieło swoim życiem, więc umiera za literaturę5. Kształt tego kanonu wyznaczały zatem stereotypowe wizerunki pisarzy romantycznych, którzy, jak uczono nas w szkołach,, podtrzymy-
251
twórczym, a nadto tak znakomicie nieobecny zarówno na rynku księgarskim, jak i w życiu duchowym współziomków”.
Jerzy Diatłowicki, przeczuwając tonację i charakter sporu o Szymborską, pisał („Życie Warszawy” 1996, nr 233): „Sztokholmscy mandaryni wyważyli wszystkie racje. Recenzentami byli nie tylko poeci. Na szali leżał z pewnością również wiersz o Stalinie. Ale saldo jest bezsporne! Czy z tym werdyktem pogodzą się tropiciele czerwonych mszy? Pokażmy im figęl” Tekst Diatłowickiego miał charakter pojednawczy: wskazywał, że jury było obiektywne, że nie składało się wyłącznie ze specjalistów od poezji, że należeli do niego ludzie obeznani z epizodem stalinowskim. Zapraszał też autor do czytania całego dorobku Szymborskiej (wtedy „saldo” będzie „bezsporne”). Przy tym wszystkim ulegał presji sytuacji, skoro - wyczuwając zbiorowy atak - chciał stworzyć wspólnotę, która przeciwstawi się „tropicielom czerwonych mszy”. Mimowiednie zatem wspierał Diatłowicki pogłębianie się dychotomicznego podziału społeczności (po jego tekście ktoś mógł wstrzymać się od kwestionowania wartości dorobku Szymborskiej, w obawie, że dołączy do „tropicieli czerwonych mszy”).
49 Na przełomie października i listopada 1997 roku ukazała się książeczka Ewy i Stanisława Krajskich, Dwie twarze Wisławy Szymborskiej (War-
szawa 1997), przypominająca socrealistyczne wiersze poetki i członkostwo w PZPR; w zakończeniu autorzy pisali: „Nie możemy lekceważyć przeszłości. Nie możemy zbywać machnięciem ręki grzechów i grzeszków osób publicznych szczególnie wtedy, gdy te grzechy i grzeszki mają wymiar społeczny, a te osoby nie wyspowiadały się jeszcze z nich przed społeczeństwem, nie żałowały ich w sposób wyraźny, nie obiecywały poprawy, nie starały się im w pełni zadośćuczynić” (s. 124).
Przywołanie anachronicznych kryteriów do osądzenia Szymborskiej świadczy o swoistej schizofrenii kultury polskiej w latach dziewięćdziesiątych. Kultura kanoniczna była monolityczna, opierała się na lekturach dziewiętnastowiecznych (i ich dwudziestowiecznych derywatach).^podtrzymując spoistość narodowo-religijną. Zarazem kanon ten pozwala konstruować zaledwie tożsamość odświętną, więc na co dzień - updkarza. Nadaje się do prowadzenia symbolicznych wojen, nie zaś do rozumienia rzeczywistości. Zob. Antonina Kłoskowska, Kultury narodowe u korzeni, vVarszawa 2005: ,,[W połowie lat dziewięćdziesiątych] Nacjonalizm stał się narzędziem gry politycznej, zaś elementy kanonu zeszły w większości do roli tylko mniej lub bardziej pamiętanych treści podręczników szkolnych”, a kanon przestał być „narzędziem ekspresji, aktywną znajomością czegoś” (s. 341); po okresie heroicznym «Solidamości» dla większości nawet wykształconych młodych Polaków romantyczna literatura stała się znów raczej kwestią szkolnej wiedzy lub jej braku, nie żywym elementem kulturowej Walencji” (s. 342).
Dodać do tego można wyobrażenie o „uniwersalnej” (albo raczej: przezroczystej) płci twórcy, czyli takiej, która nie zwraca na siebie uwagi.