w namiotach lody. W ezasaich biedermajeru jest kawiarnia ulubionym punktem zbornym polityków i rewolucjonistów. W Poznaniu coraz więcej kawiarń. Są nawet osobne pokoje dla dam. Patrzą panie przez uchylone drzwi ciekawie. Panowie „wyższego tonu“ w tabaczkowych surdutach i halsztuchaeh w wysokich kołnierzykach „Vaterm6r derach" palą lulki lub „ze sztambułki Gelb Virginia z Dreikoeniszkiem“ przy tureckiej wonnej mocce poruszają z posad ziemią. Reformują świat. Lub gwarzą o dobrych, dawnych czasach jak to in ille tempora bywało.
Każde miasteczko, każda przydrożna karczma wabiła wędrowców godłem osterii. Tam „pod złotą gQsią“, pod „księżycem" zataczały sie po--szóstne karoce i warowne dyliżanse. Służba w barwie i liberii roztarasowała kobierce w ciemnej izbie szynkowni. Karczmarz i szynkarka roznoszą garnce miodu, omszałe butle tokaju, gą-siorki węgrzyna i imbryki kawy. Podmiejskie karczmy bywały niebezpieczne. Gościnna z „pod Łabędzia" za Śródką ma zatargi z władzą; również w gospodzie za Tamą berdyehowską nie jest bezpiecznie nocować. Inny typ kawiarni wielkopolskich po małych miastach.
Paulina Wilkońska wymienia na prowincji z r. 1850 Hotel Polski w Gnieźnie z cukiernią Tyrankiewicza, w Kostrzynie Hotel de Posen. W tym czasie istniało też w Poznaniu coś w rodzaju „dancingów". Mistrz baletnik Domenico Rosetti ogłasza, że w jednej z kawiarń udziela lekcji tańca. Już sama nazwa tańców nasuwa myśl o niesamowitych skokach. Uczono tam: „galopade" figuryjną i bateryjną, wiedeńską a la polaeca, cesarski taniec, allemandke, ka-drylle, gawote i „taniec z szalem".
Paulina z Wilkońskich, autorka powieści poznańskich opisuje typ „liona" z „pierwszej młodzieży" wchodzącego do cukierni w Warszawie: „Pan Alfons strojny w przedziwny tużurek
8