98 Andrzej Szahaj
się, iż projekt tego typu wspólnoty jest utopijny, albowiem punktem wyjścia do jej budowy nie mogą być jednostki swobodnie wkraczające w więzi wspólnotowe; tam bowiem, gdzie jednostki są punktem wyjścia, jednostki będą też punktem dojścia: nie powstanie żadna wspólnota, lecz jedynie zbiór jednostek połączonych jakimś wspólnym interesem lub mniej czy bardziej jawnym kontraktem. W takiej wspólnocie nie ma mowy o poświęceniu czy niesyme-tryczności świadczeń. Jej zwolenników oskarża się o hołdowanie kontraktu-alistycznej wizji więzi społecznej, w myśl której stosunki pomiędzy jednostkami powinny przybierać formę kontraktów korzystnych dla wszystkich stron. Więź tego typu ma charakteryzować społeczeństwo całkowicie zatomizowane, w którjun każda relacja pomiędzy jednostkami jest w ostatniej instancji relacją o charakterze ekonomicznym, a w każdym razie - wymianą korzystnych obopólnie świadczeń.
Spór o charakter pożądanej wspólnotowości jest jednym z najważniejszych sporów filozoficznych oraz politycznych, jaki się kiedykolwiek toczył w obrębie cywilizacji zachodniej. Szczególnie wyrazisty stał się on wtedy, gdy wynaleziono w Europie jednostkę. Wynalazek ten był rezultatem długiego procesu odchodzenia od dominującego w kulturze zachodniej przekonania, że życie we wspólnocie typu organistycznego jest cechą definicyjną człowieczeństwa. Podejście to było szczególnie wyraźnie widoczne w starożytnej Grecji. Arystoteles ujął je w sławnej formule mówiącej o tym, że człowiek jest zoon poti-tikon, czyli zwierzę wspólnotowe, co oznaczało zarazem - polityczne, albowiem dla Greków żyć we wspólnocie znaczyło zarazem brać udział w jej życiu politycznym. Żyć poza wspólnotą mogli tylko bogowie i idiotes, ci pierwsi -ponieważ byli samowystarczalni, ci drudzy - ponieważ nie byli w pełni ludźmi. Kara banicji, wygnania z miasta (poiis) była najcięższą karą w starożytnej Grecji. Nauczyciel Arystotelesa Platon stworzył znany model państwa idealnego, które nosiło wyraźne cechy wspólnoty organicznej. I choć w starożytności pojawiały się także orientacje filozoficzne, które podkreślały wagę indywidualnej odpowiedzialności za własne życie (jak stoicyzm czy cynizm), to jednak podejście, w myśl którego wspólnota była czymś zdecydowanie nadrzędnym wobec pojedynczego człowieka dominowało. Niewiele zmieniło w tym względzie średniowiecze. Dopiero kształtujący się światopogląd renesansu (jego wyrazicielem był np. Pico dełła Mirandoła piszący, że „wielkim cudem jest człowiek” i utożsamiający godność człowieczeństwa z umiejętnością autokre-acji) oraz późniejsze przemiany ideowe w Europie przyczyniły się do tego, że stopniowo zaczęła się wyłaniać jednostka jako byt odrębny wobec wspólnoty. Ogromną rolę w tym procesie odegrała filozofia Kartezjusza, a na płaszczyźnie politycznej - podejście Thomasa Hobbesa, Ten ostatni przyczynił się wydatnie do narodzin liberalizmu, orientacji w filozofii polityki, która uczyniła jednostkę punktem wyjścia swych dociekań na temat dobrego społeczeństwa i dobrego życia. Od czasu pojawienia się liberalizmu spór będący przedmiotem mojego tekstu stał się nader wyrazisty. Jego głównymi uczestnikami oprócz liberalizmu stał się konserwatyzm, socjalizm, a ostatnio także tzw. komunita-ryzm (w każdej z t3rch orientacji stawia się wspólnotę czy kolektyw na pierwszym miejscu, choć czjmi się to inny sposób i inne też wspólnoty wchodzą