8
Pierwsze wrażenie jest straszne. Jest się w Wilnie, w Wilnie Giedymina i Jagiełły, św. Kazimierza i Zygmunta Augusta, Barbary i Mickiewicza, a gdyby się nie wiedziało, możnaby myśleć, że się jest gdzieś w guberskiem mieście prawdziwej Rosji. Gi ludzie przez cale życie przebrani jak na maskaradę, te napisy na rogach ulic, na sklepach, wszędzie wyłącznie rosyjskie, ten język, którym żołnierz i urzędnik mówi z natury, posługacz na kolei lub w hotelu ze strachu, żyd z polityki, ten język, który się tam często na mieście słyszy, to wszystko przypomina, że to nie Wilno Jagiellonów, ani Mickiewicza nawet, ale nieszczęśliwe Wilno Mu-rawiewa, wywieszane, wystrzelane, wyludnione i obdarte, Wilno Siemaszki, zasiane prawosławnemi cerkwiami, Wilno Katkowa, Milutyna, Aleksandra II i wszystkich innych, którzy zadekretowali, że tu Polski nigdy nie było i niema, a chcą zadekretować, że jej nie będzie.
Jedziesz ku miastu ulicą ani długą, ani piękną, dość nową, aż ujrzysz się przed kwadratową, ciężką basztą, bramą zapewne, skoro się pod nią podjeżdża; ta brama też bez stylu i bez cechy starości, bo ją zawsze bielą i mażą; pomalowana jest rosyjską modą na żółto, gzymsy na niej i Pogoń nad otworem bramy wysmarowane wapnem na biało; nie wiesz, na co patrzysz i gdzie jesteś, kiedy widzisz naraz, że twój dorożkarz zdejmuje czapkę, że na ulicy wszyscy bez czapek (nawet Moskale), że niektórzy klęczą na bruku... już wiesz, co to za Brama! Zrywasz czapkę i ty, oglądasz się, wykręcasz w powozie, chcesz dojrzeć obrazu «Panny Świętej, co w Ostrej świeci Bramie»; widzisz tylko kapliczkę przystawioną do bramy, tak, że zdaje się być jedną ścianą, widzisz z trzech jej okien największe środkowe na oścież otwarte, i za tern oknem firanki, które zasłaniają obraz, , Gdyby kto szukał umyślnie sposobu na to, żeby miejsce cudowne i święte zobaczyć po raz pierwszy tak, żeby najmniej mogło zrobić wrażenia, nie mógłby wymy-śleć nic gorszego! Prosto z kolei, z całym prozaicznym i komicznym ładunkiem podróżnego, z kuframi, torbami i t. p. we fiakrze, podjeżdża się z przeciwnej strony, tak, że trzeba już dobrze minąć Ostrą Bramę, by obróciwszy się, móc zobaczyć, jak ona wygląda: wszystko to jak gdyby wyrachowane na to, żeby wrażenie zepsuć lub go nie dopuścić.