68
Gdzie mię głos srebrny do siebie przywoła, Zaczynam kochać.— i zamiast anioła Znajduję potćm półzwierzę!
A jeśli kiedy szczęśliwym trafunkiem Znajdę na świecie bliźnią duszę taką:
Którą Bóg z moją tą samą oznaką Związał,— i natchnął ją myślą jednaką, . Świat je rozdzieli — rachunkiem.
I wagą złota każdą duszę zważą I pójdą w targi — kto da więcćj za nią, Każdą z osobna rozedrą, poranią,
I jak kwiat słaby skryją szklanną banią,
A potćm zapomnąć każą.
O straszno patrzyć w dalszą drogę ciemną! Codziennie oczy do światła otwierać By niemi tylko w noc czarną pozierać, Cierpićć za życia, a w końcu umierać By nikt nie płakał nademną.
A wszak do szczęścia równe miałem prawo Razem z drugiemi; — za cóż mię Bóg karze ? Może w tćj chwili kiedy ja się skarżę On srogi wyrok zmienia dla mnie.... marzę.. Ta gwiazda świeci tak mgławo.....
Chcę się w nią wpatrzyć, — niechaj oko wieszcze Jasnym promieniem ciągle na nią leci,
Jeśli ta blada gwiazda się roznieci 1 nagłym blaskiem na niebie zaświeci —
To będę szczęśliwym jeszcze.
1 patrzał w gwiazdę — czekał od nićj hasła, l patrzał długo nieruchomym okiem,
1 drżał jak listek pod uczuć natłokiem,
1 padł na ziemię; — a gwiazda pomrukiem Mgliła się, mglila — i zgasła.