spiętą w pasie szerokim, skórzanym, czarnym paskiem. Lekko kiwnęła, kiedy przeprosiłam za spóźnienie, i kazała mi dołączyć do kółka dziewczyn siedzących wokół niej.
Wepchnęłam się między Trish i Colette. Pani Joycc uśmiechała się lekko.
— Muszę zapisać wszystkie nazwiska. Jak się nazywasz?
— Grace Jones.
— Grace, właśnie rozmawiałyśmy o Dcirdre Smutków. Znasz tę legendę?
— Tak,
— Czy wszyscy znają tę legendę?
Większość dziewczyn pokiwała głowami.
— Jeśli nic, to poproście Grace, żeby wam ją opowiedziała. Nie wolno nam zapomnieć naszych irlandzkich legend, to nasze dziedzictwo kulturalne.
— Na miłość boską, powiedz mi! Marzę o tym, żeby być oświecona — szepnęła Colette. udając, że wpadła w panikę.
Pani Joycc używała teatralnego ruchu rąk, kiedy mówiła. Poruszała palcami pokazując czerwony lakier na paznokciach i składając ręce w piąstki. Mówiła z manierą, a jej usta wyglądały jak nożyczki, spinające i obcinające słowa. A mimo to wyglądała na zmęczoną, jej ciemne oczy były stare i nie pasowały do gładkiej, opalonej twarzy.
— Na czym to stanęłyśmy? — westchnęła ze znużeniem. — A tak. Chyba teraz mam już wszystkie wasze nazwiska. Panna Pole opowie wam o Kupcu weneckim, a ja potem zakończę zajęcia — dodała podnosząc do góry ręce. które wyglądały jak maczety wycinające sobie drogę w dżungli.
— Wyszkolona aktorka, to widać — szepnęła Colette. — Nic wyczułaś? Zobaczysz, że któregoś dnia wbije w kogoś te paznokcic--sztylety...
Panna Pole wstała i dużymi krokami ruszyła w stronę środka sali. Była wysoka i bardzo chuda, cała ubrana na purpurowo. Jej purpurowe, wąskie spodnie były włożone w purpurowe, zamszowe buty. Wszyscy gapili się teraz na pannę Pole, a pani Joycc usiadła i zaczęła notować coś w granatowym notesie.
Panna Pole mówiła o sztuce dramatycznej za czasów Szekspira i przeczytała monolog Porcji o jakości miłosierdzia, kiedy my wszystkie patrzyłyśmy na jej uda. Jej głos był niższy niż pani Joycc.
Potem pani Joycc krótko opowiedziała nam o samogłoskach i podała kilka trudnych rymowanek na ćwiczenie wymowy. Robiła niesamowite rzecz)1 ze swoim Językiem, zwijając go na boki i rozwijając jak dywan. Trish potrafiła obrócić język na bok. a Colette zawijać go. Ja nic mogłam zrobić żadnej z tych sztuczek. Kiedy zajęcia dobiegły końca, wszystkie oczy podążyły za purpurowymi nogami panny Pole. Była taka chuda.
Pani Joycc i panna Pole opuściły nas, stukając swymi butami na wysokich obcasach, o szóstej trzydzieści. Wysokie, eleganckie kobiety. Oddzielone od nas o kilkaset lat świetlnych. Po ich wyjściu poczułam się jak obwieś. Pomyślałam, ż.c to bardzo dziwne, bo przecież wcale nic chciałam być taka jak one.
Kiedy zamknęły się za nimi drzwi, w klasie zawrzało. Wstałam czując się jak w transie. Dziewczyny odsuwały pomarańczowe, plastikowe krzesła. Wszystkie ruszyłyśmy w stronę drzwi, w których już stała Cohn czekając na nas.
— Jedna za drugą, proszę. Idźcie cicho do refektarza — powiedziała i opuściła wzrok, żeby skontrolować nasze skarpetki.
Na korytarzu spotkałyśmy dwie dziewczyny z pierwszej klasy, które również szły do refektarza. Szły wolno i obejmowały się. Jedna z nich była bardzo charakterystyczna, bo miała chude nogi, krótki mundurek i kręcone, rude włosy.
— Hej! — zagrzmiała Colm, kiedy je zauważyła. Pobiegła korytarzem za nimi. — Zatrzymaj się natychmiast. Ty, ty, tak ty. Mówię do ciebie. Z rudymi włosami.
-Ja?
— Puśćcie się natychmiast!
Dwie picrwszoklasistki poczerwieniały, ałc Colm na tym nic poprzestała.
— To nieczysty zwyczaj! Nic ważcie się więcej tego robić!
— Trzeba stąd pryskać, moje panny — rzuciła Colette i poprowadziła nas obok zbulwersowanej Colm.
— Ale biedne! — Znienawidziłam Colm teraz już na amen.