- A jak sprzedaż biletów?
- Nieźle. - Byłam ostrożna.
- Możliwe że już niedługo.
- To dość mętne, Knobbe.
Wzruszył ramionami.
- Nie. Nie bardzo. Słyszy się nieciekawe rzeczy.
I nie dotyczą aktualności Pięknej i Drania.
Pohamowałam chęć, by zagryźć wargi.
- Jest gorzej, niż kiedy rozmawialiśmy poprzednio?
Na jego twarzy było widać wahanie.
- Tylko w kwestii nielegalnych substancji - odezwał się po chwili. - Opowieści o magii wciąż się pojawiają, ale niezbyt często. Za to kolorowe napoje i pył chochlików... ten temat ludziom najwyraźniej przypadł do gustu. Widziałem wczoraj graffiti „U Pięknej i Drania nauczysz się latania”.
Tylko warknęłam, na co skinął mi głową.
- Niektóre drinki są podobno fioletowe i niebieskie.
No wiesz, żeby podkolorować opowieść.
Fioletowe i niebieskie... Tak jak mówił Nicholas, wszyscy wiedzieli, że im mocniejszy narkotyk, tym ciemniejszy kolor. Wystarczył różowy, żeby dostać wezwanie do sądu. Czerwony był gorszy, ale wciąż w bezpieczniejszej części spektrum. Fioletowy i niebieski... te kolory oznaczały proces.
Najwyraźniej miałam to wszystko wypisane na twarzy, bo Knobbe wyciągnął rękę. Na jego dłoni leżała mała przypinka z napisem.
- Coś na drogę.
Wzięłam gładką białą przypinkę, przeczytałam napis i się uśmiechnęłam.
- Banici? - Wtedy dotarło do mnie, co powiedział Knobbe. - Na drogę?
98
- Nigdy nic nie wiadomo. I wszyscy jesteśmy w drodze dokądś.
- Pewnie masz rację - wyszeptałam.
Przypięłam plakietkę do koszuli, dokładnie na sercu. A potem wyciągnęłam rękę i musnęłam jego dłoń opuszkami palców.
- Dzięki, Knobbe Trzeci - powiedziałam i wyszłam na ulicę.
Kiedy wróciłam do domu, zastałam Nicholasa siedzącego na betonowych stopniach. Na pierwszy rzut oka wyglądał, jakby swobodnie się wygrzewał w niedzielne popołudnie. Ale w zasadzie przypominało to raczej godziny szczytu w poniedziałek. Kiedy mnie zauważył, usiadł prosto i spojrzał na mnie z nadzieją. Próbowałam odwzajemnić to spojrzenie, ale jemu szło znacznie lepiej.
Gdy podeszłam tak blisko, by mógł przeczytać napis na zapince, zapytał:
- Banici?
- To prezent, od Knobbego.
- W zależności od interpretacji można by powiedzieć, że to miło z jego strony.
- Tak, w zależności. Mówi, że to na drogę. - Usiadłam na schodach obok niego.
Nicholas opuścił głowę. Gdybym stała za nim, wyglądałoby to tak, jakby ktoś mu ją ściął.
- Aż tak źle? - Odetchnął głęboko i spojrzał na mnie z ukosa. - Cholera, Persja. Co zrobimy?
Wzburzona podskoczyłam na stopniu.
- Mnie pytasz? Czemu nie spytasz kogoś, kto mógłby coś wiedzieć? Floss. Albo Maxa. Pewnie nawet Lucja dałaby ci lepszą odpowiedź.
Spojrzał na mnie, przypatrywał mi się długo, po czym rzekł:
99