Floss wzruszyła ramionami, ale uniosła głowę. Znów wyglądała jak Floss.
Łucja wciąż była u boku Tonią.
- Nicholas ma rację. Max też. Musimy współpracować. To ważne. - Łucja mówiła tak szczerze, z głębi serca, że prawie się uśmiechnęłam. Jeśli nie będziemy w stanie stanąć razem przy Łucji, to przy kim?
I nagle, bach, znów byliśmy Banitami. I to chyba bardziej niż dotychczas, bo biorąc pod uwagę kłopoty, w jakie się wpakowaliśmy, nie wiadomo do czego będziemy zmuszeni za chwilę.
A/icholas tkwił po uszy w precedensach i chyba niewiele ciekawego w nich znajdował, bo mamrotał coś pod nosem i odrzucał kolejne tomiszcza, które z łomotem lądowały na stole. Za każdym razem, gdy to robił, Floss, siedząca naprzeciw niego i składająca z papieru kwiatki, podskakiwała i przeklinała cichym, opanowanym, zupełnie do niej niepodobnym głosem.
Max i Tonio siedzieli w pobliżu, rozmawiając szeptem. Łucja poszła do kuchni, by gotować litry wody na herbatę. A ja? Ja chodziłam w tę i z powrotem, nie mogąc usiedzieć na miejscu. Tak naprawdę to w tej chwili robienie harmonijkowych książeczek do niczego nikomu nie było potrzebne, ale nie wiedziałam, co innego mogłam wnieść.
- Persja - powiedziała Floss. Myślałam, że moje spacerowanie w tę i we w tę za jej plecami ją zirytowało, ale chciała tylko, bym jej pomogła. - Usiądź. Potrzebują łodyżek.
- Dobra.
Jeśli nie mogłam zająć się książkami, to przynajmniej mogłam zająć się papierem. Floss zrolowała łodyżkę, delikatną, doskonałą. Wyglądało to tak, jakby
83