- Łabędzi śpiew - szepnął pomiędzy aktami Nicholas, ale nie wyglądał na smutnego. Właściwie żadne z nas nie wyglądało. Byliśmy pogodni, jakby nic nie mogło nas dotknąć, unosiliśmy się nad ziemią jak latawiec.
Ale oczywiście latawiec musi kiedyś wylądować. Takie są prawa fizyki, grawitacji. Gdy opadła kurtyna, odezwała się Floss:
- On tam jest. Major. Stoi przy wejściu zadowolony jak Świnia w błocie. I nadyma się jak paw. - Zmarszczyła brwi. - I ma wygląd podróżnika.
- To znaczy?
Floss pokręciła głową. Wydawała się sfrustrowana.
- Nie potrafię tego lepiej wytłumaczyć. Po prostu unosi się wokół niego aura, która mówi, że niedawno gdzieś był. Gdzieś daleko stąd.
- Alabama? - zapytałam.
- Grecja? - zaproponowała Łucja.
- Nie wiem - odrzekła Floss. - Zdaje się, jakby starał się to zamaskować, ale wątpię, aby potrafił.
Zamilkła i spojrzała na mnie i Łucję.
- Alabama albo Grecja? - zapytała z niedowierzaniem.
- Drań - odezwał się Nicholas, nim zdążyłyśmy odpowiedzieć.
W jego głosie nie było żadnych emocji.
Wiedziałam, że „drań” nie nie ma związku ze mną i Łucją. I byłam pewna, że brak emocji wynikał z tego, że gdyby sobie na nie pozwolił, to musiałby przejść do czynów. Przynajmniej ja tak to odczuwałam. Miałam ochotę w coś walnąć. I to mocno. Na przykład w taki worek treningowy, jakich używał Max.
Max zerknął za kurtynę i szybko się cofnął. Pokręcił głową i powiedział:
- Ten wyniosły uśmieszek denerwuje mnie bardziej niż cokolwiek innego.
Nastała cisza. Padały ukradkowe spojrzenia. A potem nagle usłyszałam Floss.
- To nie zabawa - zaczęła ostrożnie. - Z tego co wiem, mamy do wykonania pewien plan. Proponuję natychmiast się do tego zabrać.
Odwróciła się i ruszyła w stronę tylnych drzwi, które prowadziły do ulicy. Łucja popatrzyła za nią, a potem powiedziała:
- Powinniśmy iść za nią. Wszyscy, za Floss.
I jak jeden mąż właśnie to zrobiliśmy. A gdy zbliżyliśmy się do drzwi, Floss wykonała kilka skomplikowanych ruchów lewą ręką i, zupełnie jakby zawsze tam były, ukryte za cienką zasłonką, w drzwiach otworzyły się drugie drzwi. Do środka wpadł zapach tęczy i krwi. Przeszliśmy przez nie i tak oto Banici - w stroju kurczaka, smokingu i sukni wieczorowej - wylądowali w Krainie Magii.
PIERWSZE WRAŻENIE Z KRAINY MAGII Bardzo intensywne kolory Zapach kwiatów, słońca, deszczu i śmierci Wspaniała trawa, delikatny wiatr Poczucie lekkości, jakby opuścił mnie cały ciężar
Odgłos zatrzaskujących się drzwi fabryki czekolady zamykający nas tutaj i odcinający od naszego świata
Bardzo duża postać zbliżająca się z prawej
- Floss - próbowałam mówić spokojnie, ale z gardła wydobył mi się cienki pisk. Wskazałam górę piór i futra,
107