- Ogólny sens bym chyba załapał - zapewnił Nicholas - ale poproszę, byś jednak sprecyzował.
Poczułam, jak Fred z mocą oparł głowę o ścianę Dau Hermanos.
- Jak, waszym zdaniem, powstają frakcje?
- To są jakieś frakcje? - zapytałam równocześnie z Nicholasem, który mówił.
- To retoryczne pytanie?
Fred postanowił odpowiedzieć jemu, nie mnie.
- Wcale nie jest retoryczne. Na jakiej podstawie decyduje się, z kim należy zawiązać sojusz?
- Takie same idee, takie same plany, takie same cele - zasugerowałam.
- Pewnie tak - westchnął Fred. - Byłem w domu, jak wiecie. Tam, gdzie Floss postanowiła już nigdy się nie pojawić, zresztą całkiem słusznie. Byłem w domu. El Jeffery i ja pracowaliśmy nad jednym kawałkiem na bęben, który chce wykorzystać, ponieważ jest przekonany, że weźmie udział w sztuce.
- Bo weźmie - przytaknęłam. - Łucja chce także, by zaśpiewał.
Z ledwością dostrzegłam, jak Fred kręci głową.
- Nie pozwólcie mu śpiewać. Nigdy nie był w tym dobry.
- Ale przecież jest w zespole, nie?
- Bębny, Persja, tylko bębny. Zdecydowanie nie nadaje się na solistę.
- Wydaje mi się, że chodziło jej o chórek - wtrącił Nicholas - ale nieważne. Pracowaliście nad jakimś kawałkiem i...?
- Byliśmy przy składach, bo on nalegał, że musi jeździć w trakcie grania. Żeby było bardziej widowiskowo. Sporo hałasowaliśmy, więc kiedy się zatrzymaliśmy, cały hałas, jaki próbowaliśmy ukryć, jeszcze się nasilił. A chociaż Reginald chodzi bardzo cicho jak na trolla, i tak robi mnóstwo rumoru.
- Reginald? - zapytał Nicholas, a w jego głosie słychać było naganę i niezadowolenie.
- Wyraźnie ma znacznie lepsze stosunki z moimi rodzicami niż moja siostra. Być może nawet z moim bratem. A przynajmniej nie sprawiał wrażenia przerażonego czy zastraszonego, idąc do posiadłości.
- Reginald odwiedza twój dom?
- Był sam? - dopytywałam się.
- Tak, odwiedzał mój dom. Tak, był sam. Dwa razy „tak” to lepsze niż jedno „tak” i jedno „nie”, ale dwa „nie” byłyby jeszcze lepsze.
Zirytowały mnie wieści przyniesione przez Freda. Dało się to odczuć, gdy zapytałam:
- Czemu mam wrażenie, jakby wszyscy tu mówili zagadkami?
- A mówimy? - zapytał Fred w zamyśleniu, po czym poprawił się na ławce. - Pewnie już tak po prostu mamy.
- To nie ułatwia rozmowy - odparłam.
Nicholas zignorował mnie, przechodząc od razu do
rzeczy.
- Czy będzie potrzebna narada wojenna?
- Musimy przynajmniej poinformować innych, że coś się dzieje - odparł Fred.
Westchnęłam głęboko i wstałam, trzymając Nicholasa za rękę.
- Życie pełne jest wzlotów i upadków, prawda?
Trzymałam się kurczowo wspomnienia tego, co wydarzyło się wcześniej, niczym talizmanu. Nicholas ścisnął moją dłoń.
197