Trochę za głośno zachowywał się w nocy, ale gospodarze przywykli do jego' obecności.
Ludzie patrzyli jak urzeczeni. Maleńki jeż śmiało podążał na spotkanie z groźnym gadem. W pewnym momencie wąż jak stalowa sprężyna rzucił się na niego, ale sympatyczny zwierzak zwinął się w kłębek i wystawił kolce. Po chwili jeż przystąpił do ataku. Aż dziwne, że robił to tak flegmatycznie. Podszedł po prostu do węża i odgryzł mu łeb, a następnie zaczął konsumpcję.
—■ Mój najlepszy wąż! — wykrzyknął zmartwiony Paszteciak.
—■ No i co? — zapytał Pyrolak. — Może ma pan | jeszcze jednego?
i Na szczęście Kubuś został w hotelu.
j
— Kiedy pan przychodzi łapać myszy? Tylko żebym
I nie musiał przypominać — ostrzegł go Pyrolak.
Paszteciak jak szalony wybiegł z chaty. Jego pierwsza ingerencja w sprawy Dzyndzylaków zakończyła | się klęską.
Wkrótce zresztą nastały dla niego gorsze czasy. Oto gdy Buła zaszedł kiedyś wieczorem do chaty Milor-dziaka, żeby zwilżyć nieco gardło, zobaczył dziwną : scenę. Paszteciak na klęczkach warował przy dziurze
w ścianie, uważnie się w nią wpatrując. Milioner przyzwyczajony był do różnych dziwnych widoków, ale : ten zdumiał go.
, — Kto to jest? — zapytał.
Milordziak jak zwykle rozlewał wódkę do butelek.
— To jeden z wiceprezesów Spółdzielni „Dewizowy Turysta” — odpowiedział.
— A co on robi?
— Myszy łowi. Zalęgły się ścierwa, nie można sobie
i z nimi poradzić.
160
i
i ■
i i #
I
j i
• I
:i!
*
1
. I
I
l!
. il.
-.ii'
Buła wychylił tęgi łyk, ale nadal nie mógł zrozumieć
co to wszystko1 znaczy,
— Paszteciak miał łapać myszy u Fyrolaka, któremu zgładził kota — wyjaśnił Milordziak. — Ponieważ jednak sołtys ma w chacie jeża, poprosiłem go o odstąpienie wiceprezesa. Prośbę swoją poparłem odpowiednią ilością milordziania i Pyrolak chętnie zgodził się na oddanie mi tej sąsiedzkiej przysługi.
Buła śmiał :sdę słuchając opowieści.
— Ty, Władek, jesteś głupi — powiedział. — Gdzie on ci tam złapie mysz.
— Psst! Bądźcie panowie ciszej, nie mogę w takich warunkach pracować —■ doleciał ich głos myszołowa.
Mężczyźni ucichli. Nagle Paszteciak rzucił się do przodu, rozległ się żałosny pisk i już martwa mysz leżała na podłodze.
— To jut czwarta — powiedział dumnie wiceprezes, otrzepując spodnie na kolanach.
— Może chce pan wędzoną spyrkę? — zapytała Milordziakowa, która właśnie szykowała posiłek.
— Jeżeli można wybierać, to wolałbym szklaneczkę milordziianki.
— Jestem z pana zadowolony — Milordziak nalał mu wódki. — Odkąd zatrudniłem pana, myszy jest coraz mniej.
— A wiecie panowie, że nawet polubiłem swoje nowe obowiązki — powiedział Paszteciak sadowiąc się na pniaku. — Łapanie gryzoni traktuję jako pożyteczne hobby po zajęciach służbowych. Przyjemnie się tak odprężyć.
Buła przyglądał mu się z podziwem.
— Nie chcę pana trudzić, ale u nas w pokoju też widziałem mysz. Moja córka bardzo się przestraszyła. Oczywiście zapłacę.
—• Chętnie przyjmę fuchę — zgodził się skwapliwie
i
I
U
161