- Ale bardziej punkowe - odparł El Jeffery. - Nie pasują do twojego stylu gry na gitarze.
- Moment! Floss gra na gitarze? - zapytałam.
- Nigdy ci nie mówiła? - zdziwił się El Jeffery.
- On przesadza - wtrąciła Floss. - Mówi o tym tak, jakbym wiedziała, co robię.
- Na pewno idzie ci lepiej niż mnie z tamburynami i dzwoneczkami - wtrąciła Łucja.
- Grasz na tamburynie? - I co za dzwoneczki? Czemu tak mało wiedziałam o ludziach, których podobno znałam?
Nicholas odwrócił się na pięcie, wciąż mając na twarzy ten wyraz zachwytu i zdumienia.
- Czuję się tak, jakbym miał pięć lat. - A kiedy przestał się kręcić, spojrzał na Floss i powiedział: - Czemu ukrywałaś to tak długo?
- Nie ukrywałam. Zawsze tu było. To nie moja wina, że nie potrafiłeś tego znaleźć.
- Racja - zgodził się. - Chcieć i potrzebować.
Uśmiechnął się od ucha do ucha i znów okręcił wokół.
- Tu jest cudownie!
- Nie zapominaj - ostrzegła go Łucja - że nie zawsze jest tak miło, jak się wydaje.
- Nic nie jest takie miłe, jak się wydaje - dodał To-nio. - Dlatego tak wiele naszych przedsięwzięć skazanych jest na porażkę.
Wyraz jego twarzy nie odpowiadał słowom. Wciąż wyglądał tak spokojnie.
- Optymistyczne - zakpił Max, ale zauważyłam, że trzymają się z Toniem za ręce, nie od niechcenia, ale tak naprawdę, a tego nie widziałam już od dawna. Choćby po to warto było się tu ruszyć.
I tak wylądowaliśmy w Krainie Magii. Na prawo były niewielkie wzgórza. Pod nogami mieliśmy miękką, sprężystą trawę, która zupełnie nie przypominała tej w domu. Nawet słońce zdawało się jaśniejsze i łaskawsze.
W zasięgu wzroku nie było ani kropli krwi. Major utknął po drugiej stronie drzwi. Wszystko wydawało się idealne.
Może zrobimy sztukę z tego wszystkiego, przez co przeszliśmy.
- Ucieczka Banitów - powiedziałam, używając wielkich błyszczących liter.
- Co? - zapytał wytwornie Nicholas.
- Nowa sztuka. Moglibyśmy...
- Moglibyśmy zagrać siebie! - zawołała Lucja.
- Co? - odezwała się Floss. - A co w tym zabawnego?
- No właśnie - wtrącił się Tonio. - Przecież w naszym teatrze liczą się kukiełki.
- I magia - dodała Floss.
- I narracja - powiedział Max.
- Ale chodzi o fabułę. Zagralibyśmy siebie i dla podgrzania atmosfery dodali kukiełki i cuda Floss.
- Podgrzania atmosfery? - spytał Nicholas.
Zarumieniłam się, ale i tak powiedziałam, że owszem, i udałam, że nie słyszę śmiechu Tonią, który udawał, że to kaszel.
- Trochę to zbyt ambitne. A poza tym nie wiemy, jak się ta historia kończy.
- Ach, ale czy cokolwiek naprawdę się kiedyś kończy?
Floss prychnęła.
- Max, brzmisz jak Derrida albo Nietzsche.
111