82977 Scan0055 (10)

82977 Scan0055 (10)



-    Ale bardziej punkowe - odparł El Jeffery. - Nie pasują do twojego stylu gry na gitarze.

-    Moment! Floss gra na gitarze? - zapytałam.

-    Nigdy ci nie mówiła? - zdziwił się El Jeffery.

-    On przesadza - wtrąciła Floss. - Mówi o tym tak, jakbym wiedziała, co robię.

-    Na pewno idzie ci lepiej niż mnie z tamburynami i dzwoneczkami - wtrąciła Łucja.

-    Grasz na tamburynie? - I co za dzwoneczki? Czemu tak mało wiedziałam o ludziach, których podobno znałam?

Nicholas odwrócił się na pięcie, wciąż mając na twarzy ten wyraz zachwytu i zdumienia.

-    Czuję się tak, jakbym miał pięć lat. - A kiedy przestał się kręcić, spojrzał na Floss i powiedział: - Czemu ukrywałaś to tak długo?

-    Nie ukrywałam. Zawsze tu było. To nie moja wina, że nie potrafiłeś tego znaleźć.

-    Racja - zgodził się. - Chcieć i potrzebować.

Uśmiechnął się od ucha do ucha i znów okręcił wokół.

-    Tu jest cudownie!

-    Nie zapominaj - ostrzegła go Łucja - że nie zawsze jest tak miło, jak się wydaje.

-    Nic nie jest takie miłe, jak się wydaje - dodał To-nio. - Dlatego tak wiele naszych przedsięwzięć skazanych jest na porażkę.

Wyraz jego twarzy nie odpowiadał słowom. Wciąż wyglądał tak spokojnie.

-    Optymistyczne - zakpił Max, ale zauważyłam, że trzymają się z Toniem za ręce, nie od niechcenia, ale tak naprawdę, a tego nie widziałam już od dawna. Choćby po to warto było się tu ruszyć.

I tak wylądowaliśmy w Krainie Magii. Na prawo były niewielkie wzgórza. Pod nogami mieliśmy miękką, sprężystą trawę, która zupełnie nie przypominała tej w domu. Nawet słońce zdawało się jaśniejsze i łaskawsze.

W zasięgu wzroku nie było ani kropli krwi. Major utknął po drugiej stronie drzwi. Wszystko wydawało się idealne.

Może zrobimy sztukę z tego wszystkiego, przez co przeszliśmy.

-    Ucieczka Banitów - powiedziałam, używając wielkich błyszczących liter.

-    Co? - zapytał wytwornie Nicholas.

-    Nowa sztuka. Moglibyśmy...

-    Moglibyśmy zagrać siebie! - zawołała Lucja.

-    Co? - odezwała się Floss. - A co w tym zabawnego?

-    No właśnie - wtrącił się Tonio. - Przecież w naszym teatrze liczą się kukiełki.

-    I magia - dodała Floss.

-    I narracja - powiedział Max.

-    Ale chodzi o fabułę. Zagralibyśmy siebie i dla podgrzania atmosfery dodali kukiełki i cuda Floss.

-    Podgrzania atmosfery? - spytał Nicholas.

Zarumieniłam się, ale i tak powiedziałam, że owszem, i udałam, że nie słyszę śmiechu Tonią, który udawał, że to kaszel.

-    Trochę to zbyt ambitne. A poza tym nie wiemy, jak się ta historia kończy.

-    Ach, ale czy cokolwiek naprawdę się kiedyś kończy?

Floss prychnęła.

-    Max, brzmisz jak Derrida albo Nietzsche.

111


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Scan0058 (10) wielkiej jak placek łapy El Jeffery’ego. Floss spróbowała udać wściekłą, lecz wybuchnę
Scan0074 (7) -    Hm... - mruknęła Floss. -    Może - dodał El Jeffery
Scan0057 (10) Zwłaszcza - dodała po chwili namysłu - jeśli jest fioletowy. -    Och!
Scan0082 (10) Godz. 16,50. Starszy grupy dziekańskiej zwraca się do studentów: „Kwadrans akademicki
Scan0055 (13) przewidziany programem materiał. Zasady naucz-ania nie są jednak prawami, lecz opartym

więcej podobnych podstron