się atmosfera przyjęcia z okazji zakończenie produkcji teatralnej - co właściwie było prawdą, bo w końcu poprzedniego wieczoru skończyliśmy.
Do moich uszu dolatywały strzępy konwersacji. Pozwalałam im opływać mnie prawie jak słowa wiersza.
Rowery, mosty, troll, tytan, pióra, latawce, połysk, biel, zamek, walka, wybuchy, owce. Gdybym była w stanie zebrać to w jedno, to stworzyłabym jakieś haiku albo kuplet o strumieniu świadomości.
Siedziałam tak, rozmowy się toczyły, a ja byłam zadowolona, tak zadowolona, że miałam wrażenie, że to wręcz niedozwolone, zupełnie jak różowy napój. Byłam najedzona, było mi ciepło i byłam w suchym miejscu. Miałam przy sobie przyjaciół. Wszystko to dawało mi poczucie, że jest w sam raz. A więc taka jest Kraina Magii, pomyślałam. Czemu nie przyszliśmy tu wcześniej?
Troll przyszedł tuż przed lanczem. Za pomocą siły woli i, o czym jestem przekonana, odrobiny magii Bron i Ro-han uprzątnęli jadalnię po naszym śniadaniu. Zaczęli się schodzić głodni i spragnieni goście. Stałam na uboczu i przyglądałam się klientom. Pierwszy raz w życiu widziałam istoty mające po sześć palców u rąk, opalizujące skrzydła upchnięte pod elektryzująco-pomarańczo-wymi plecakami, a także takie, które sięgały mi ledwo do kolan. Przyglądałam im się ukradkowo i zauważyłam coś jeszcze. Wszyscy wyglądali na porządnych ludzi. Takich, którzy spokojnie wędrują przez życie. Zupełnie jak my. Jak większość ludzi w domu.
A potem przyszedł troll.
Byl niski i przysadzisty i czuć go było wodą rzeczną i zaschniętą krwią. A kiedy powiedział „Lucja”, zabrzmiało to tak, jakby przemówiła jaskinia.
Nicholas odezwał się cicho:
- Hm... pamiętasz te stwory, które widać kątem oka? Myślisz, że to jeden z nich? Bo co prawda widzę go na wprost, ale jest straszny.
- Nie wiem - odpowiedziałam równie cicho - ale masz rację, jest straszny. A nawet przerażający.
131