bronią. Tylko najgrubsze ryby mają prywatne armie i własną ochronę. Płotki i śledzie muszą zadowolić się członkami własnego klanu i mieszkańcami rodzinnej wioski, których skrzykują w razie potrzeby. Nic jednak za darmo. W zamian za poparcie, jakiego udzielają wysoko postawionemu krewniakowi, i ponoszone w związku z tym ryzyko oczekują pomocy w „życiowych” sprawach takich jak kupno posady czy prawa jazdy, zdanie egzaminu, przyjęcie do szpitala. Odmówić nie można. Wtedy bowiem koniec kariery.
*
Było paru takich, którzy chcieli ów „system” zmienić, reformować, zakwestionować istniejący układ sił. Albo kierując się pobudkami ideologicznymi, albo dlatego, że nie załapali się na rozdanie kart w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych. Żaden z nich dziś nie żyje. W Dagestanie nie ma bowiem żartów z polityką. Nikt nie bawi się w dyskusje, debaty, próby dyskredytacji adwersarza w mediach, procesy sądowe o zniesławienie czy konstytucyjne pozbawianie kogoś piastowanego stanowiska. Opłaca po prostu kilerów i przygotowuje oświadczenie dla mediów o zamachu zorganizowanym na pana X przez bojowników islamskich. Wszyscy wiedzą, kto zlecił zabójstwo. Milczą jednak, bo oni robili lub wkrótce zrobią to samo. Zabójstwo na zlecenie nie jest poza tym czymś nietaktownym. Nie jest złamaniem ogólnie przyjętych reguł gry. To uznany przez wszystkich, cieszący się pełnym zrozumieniem sposób walki politycznej.
Od kul zamachowców i zdalnie sterowanych bomb zginęły dziesiątki dagestańskich polityków. Tak zlikwidowano na przykład dwóch kolejnych ministrów do spraw narodowości, Magomiedsali-cha Gusajewa i Zagira Aruchowa, którzy - jak głosiła plotka - byli potencjalnymi kandydatami na urząd prezydenta Dagestanu. Tak skończyli też charyzmatyczni bracia Magomied i Nadirszach Cha-cziłajewowie - przywódcy lakijskiego ruchu narodowego, a później zwolennicy wprowadzenia w Dagestanie szarijatu. Nadirszacha nie uchroniło nawet to, że był kiedyś deputowanym do rosyjskiej Dumy. Wychylił się, zakwestionował ustalony porządek, chciał za dużo, więc zginął.
„Widząc jak bronią swojej ziemi i Rosji, jeszcze bardziej pokochałem Dagestan i Dagestańczyków” - prezydent Rosyjskiej Federacji W.W. Putin
Wśród dagestańskich polityków są jednak wyjątkowi farciarze. Jak choćby mer Machaczkały Said A mirów, który przeżył kilkanaście zamachów. Podkładano bomby pod jego samochód, chciano go zastrzelić z kałasznikowa, swoich sił próbował niejeden snajper. I nic. Said żyje, choć porusza się na wózku inwalidzkim. Żądza władzy i pieniędzy jest silniejsza od strachu i zdrowego rozsądku...
A co na to wszystko Moskwa? Moskwa chce tylko jednego: żeby było w miarę spokojnie. Żeby zamachy, strzelaniny i inne akty przemocy, które mają miejsce w Dagestanie, mieściły się „w granicach zdrowego rozsądku”. Żeby nie mówiło się o nich zbyt głośno i żeby nie rozprzestrzeniały się na inne części Rosji. Dagestańczycy z reguły dotrzymują słowa. Nie to, co Czeczeni, którzy „bezczelnie” strzelają do siebie pod murami Kremla i ganiają po Moskwie jeepami z przyciemnionymi szybami, próbując zastrzelić się z kałasznikowów. Dagestańczycy załatwiają własne porachunki u siebie.
27