26 NIEZNANY ŚWIAT @
W rubryce tej zamieszczamy relacje osób, które zetknęły się w swoim życiu ze zjawiskami nieznanymi, tajemniczymi, uznanymi przez nie za niezwykle.
Czytam Wasz miesięcznik z zapałem i czekam niecierpliwie na każdy nowy numer. Często też wracam do minionych roczników, by odkryć dla siebie coś, co wcześniej nie potrąciło odpowiedniej struny.
Dziś pragnę dorzucić swój kamyczek do rubryki Dotknięcie Nieznanego. Myślę, że każdy z nas doświadcza w życiu „niezwykłych” doznań, ale własne ego i racjonalizm świata wokół nas każą potraktować je jako wybryk natury.
Zdarzenie, które chcę opisać, bardzo poruszyło mnie i moich bliskich. Otóż 3 lipca 2009 r. o godzinie 5.12 nad ranem odeszła na wieczny spacer moja ukochana, 13-letnia bez mała, suczka Tina. Ta malutka pinczerka była wspaniałym przyjacielem i pełnowartościowym członkiem rodziny. Często mówiłam, iż jest jedyną Istotą, którą potrafię kochać całkowicie bezwarunkowo.
Jej odejście było wielkim ciosem. Poprzedziło je zdiagnozo-wanie u Tiny ropomacicza, następnie operacja, w trakcie której okazało się, że doszło do zapalenia otrzewnej, a później jeszcze 8 dni kroplówek i zastrzyków, a jednocześnie wielkiej czułości, miłości - czasu podarowanego sobie nawzajem. Chciałam wierzyć, że ten czas działa na naszą korzyść. Także w oczach lekarza, gdy kolejnego dnia zjawiliśmy się w gabinecie, widziałam pojawiającą się iskrę nadziei. Nawet nasze pozostałe dwa psiaki, wielkie pieszczochy, Mela i Choli, oddały ten czas Tinie.
Niestety, noc z 2 na 3 lipca była ostatnią. Suczka odchodziła na naszych rękach płacząc, gdy ból był zbyt silny i cichnąc, gdy tuliły ją nasze dłonie.
Jej odejście dotknęło mnie niezwykle mocno. W życiu wiele razy stawałam w obliczu zdarzeń, które mogły „powalić” najsilniejszego, ale to omal mnie nie załamało. Mimo całej swojej wiedzy, doświadczenia, zgłębiania nieznanego, wiary w istnienie w innym wymiarze po fizycznej śmierci, moje ego w tym przypadku stawiło opór. Tydzień, jaki upłynął po śmierci Tiny, oznaczał 7 dni płaczu, zapadania w siebie, niecichnącego poczucia odpowiedzialności za życie tej małej Istoty, przepraszania jej za ewentualne niedopatrzenia, spóźnioną reakcję, brak dostatecznej wiedzy o ropomaciczu.
Po raz pierwszy wówczas poprosiłam głośno o pomoc, czując instynktownie, że balansuję na granicy istnienia.
I dostałam ją.
Znalazł się ktoś, kto odprowadził duszę Tiny, kto wsparł mnie energią. Ktoś inny dał znać, że jest wolny termin na zabieg mi-krokinezyterapii u pani Gabrieli Berdychowskiej, ktoś jeszcze inny poświęcił wiele czasu na długie rozmowy ze mną.
I oto pewnego ranka (było to ósmego dnia po odejściu Tiny) obudziłam się z uczuciem tęsknoty, ale już bez szalonej rozpaczy, jaka towarzyszyła mi wcześniej. Nie wiedziałam jeszcze wówczas, że w nocy „Ktoś” odprowadzał duszę Tiny. Dzień mijał nostalgicznie, jednak spokojniej niż poprzednie. W którymś momencie podeszłam do drzwi tarasu i spontanicznie, z głębi duszy, poprosiłam, żeby, jeśli wszystko, co się wydarzyło, odbyło się zgodnie z wolną wolą naszych dusz i boskim planem - na niebie pojawiła się tęcza. I... pojawiła się!! Powstała na moich oczach na 3-4 minuty (widziała ją także moja córka), po czym zniknęła! Muszę dodać, że od dziecka traktuję tęczę jako swego rodzaju talizman, dobry znak.
Ale to nie był jeszcze koniec zdarzeń tamtego dnia.
Wieczorem sięgnęłam po Rozmowy z Bogiem Neale’a Donalda Walscha. Wzięłam do ręki wszystkie trzy tomy, prosząc, bym w którymś z nich znalazła zrozumienie tego, co się wydarzyło, osobistą pociechę...
A gdy po kilku minutach otworzyłam intuicyjnie jedną ze strony, po twarzy popłynęły mi łzy. Oto bowiem czytałam w tomie I (str. 110-112) o śmierci, odchodzeniu duszy, jej wyborach. Dostałam jasną odpowiedź na zadane i niezadane pytania.
Gdy skończyłam lekturę, postanowiłam te strony zaznaczyć, by przeczytać je później córce i mężowi. Wówczas zauważyłam, że w którymś z pozostałych tomów jest tekturowa zakładka. Wyjęłam ją i... Pierwsze, co na niej zobaczyłam, to napis „tina”. Białe litery na czerwonym tle! Imię mojej suni!
Kiedy później przyjrzałam się tej kartce, zorientowałam się, że jest to tzw. zdrapka sprzed kilku lat z czasopisma Tina. Ale w tamtej chwili był to dla mnie swoisty podpis mojej suni pod tym, co przeczytałam w Rozmowach z Bogiem.
Z miłością i wdzięcznością podziękowałam wszystkim Istnieniom za okazaną pomoc, wsparcie, miłość.
Znowu mogę obdarzać swoją uwagą, miłością i współczuciem innych. Znowu chcę tworzyć z ufnością swoje życie.
Ewa B.
/Nazwisko i adres znane redakcji/
Od paru lat jestem gorącym fanem NŚ, niejako zgłębiam i analizuję poruszone tam zagadnienia. Ale stosunkowo niedawno w moim życiu coś diametralnie się zmieniło. Miałem wtedy podobne przeżycia, co mój przyjaciel, Janusz Materne. Tak jak on otarłem się o śmierć, która delikatnie mnie pogłaskała, by dać do zrozumienia, że nie ma do mnie jeszcze pełnych praw, ale to odroczenie powinno mi coś uświadomić. Była przy tym hojna, bo nie dość, że mnie zbytnio nie potarmosiła, to jeszcze, jak gdyby w prezencie, ofiarowała mi intuicyjny wgląd w inne wymiary życia, wprawdzie niewidoczne i nienamacalne, ale dziwnie odczuwalne. W mojej głowie, sercu i jaźni zaczęły powstawać jakieś inne, ot, właśnie nieznane dotąd światy.
Wystarczyło coś przeczytać w NS, by moje wnętrze potrafiło zbudować dalszy ciąg, którego pozornie już nie ma - inne obrazy i tematy. Natura prawie co dzień do czegoś mnie inspiruje. Wcześniej jedynie dla siebie próbowałem piórem i inkaustem