I
i
188____Krakowskie inscenizacje
di — odwiecznej komedii odgrywanej pod okiem Boga.
Ale nie tylko cel interesuje Swinarskiego. Odsłania on także drogę, która do niego prowadzi. A kiedy ją pamiętamy, zakończenie staje się triumfem niemoralności. Wszystkie istotne ludzkie wartości zostały zniszczone i przynajmniej niektórzy — tak jak wcześniej Parolles — mają tego świadomość. Helena wie już, że małżeństwo nie da jej szczęścia, zabiła nawet w sobie miłość do Ber trama. Król wie, że rządził w niewłaściwej sferze i zniszczył życie obojga. Podobnie Hrabina. Wiemy, jakie pobudki prowadziły Lafeu, wiemy, jak wojna zdemoralizowała młodych panów, a Wdowa córkę. Toteż zakończenie nie jest radosne. Zostaje perspektywa trzecia — ta już należy do widzów.
„Król jest żebrakiem, gdy sztuka skończona.
Końca dobrego nadal szuka ona.” (akt V, sc. III.)
Adam Mickiewicz DZIADY
Inscenizacja: Konrad Swinarski. Scenografia: Konrad Swinarski. Kostiumy: Krystyna Zachwatowicz. Muzyka: Zygmunt Konieczny.
Premiera w Starym Teatrze 18 lutego 1973 r.
Na przedstawienie Dziadów widzowie przychodzą do Starego Teatru z ogromnym bagażem oczekiwań. Przychodzą na przedstawienie narodowego dramatu, pierwsze od czasów słynnej inscenizacji Dejmka z 1967 roku, przychodzą na inscenizację Konrada Swjnarskiego owianą jeszcze przedpremierową legendą. Widzowie przychodzą do teatru i od razu zostają postawieni w dosyć'niejasnej dla siebie sytuacji, w szatni. \W . polu widzenia
mają przesłonięty kirem obraz Golgoty zawieszony ha " miejscu,, gdzie ^zwykle wisi portret Modrzejewskiej. Siedzi <pod nim dziadjjrhszalny. Dwaj-inni żebrzą na dole wśród j publiczności. Teatr załnieniony w przedproza świątyni'/ Jak r 'należy się żachować? Serio potraktować żebraków? sytua-cja nie bardzo sprzyja nabożnemu skupieniu. Wszyscy chcą przestudiować plan przestrzeni spektaklu, który wisi w szatni, chcą kupić program. Miejsca nie są numerowa-jlfi, wszyscy więc są nieco podeherwowahi —- czy uda "się ^ cokolwiek zobaczyć? Tłum koło schodów prowadzących \ do sali widowiskowej gęstnieje. Rośnie niepokój — co to właściwie będzie?
Na dany znak wszyscy razem biegną po schodach na górę, byle prędzej, byle zająć lepszą pozycję. Widzowie v nie przychodzą na obrzęd w nabożnym skupieniu, ani na-jyet dostojniej jak zazwyczaj do teatru. Przychodzą na DzifldjLprzepychając się, biegiem, w zgiełku i ścisku? Stają wreszcie w foyer teatru. Niewiele widać. To głowa sąsiada przeszkadza, to ramię. Ciasno, duszno, tłoczno. Trochę