206 Krakowskie inscenizacje
Ale rzecz nie przedstawia się tak całkiem jednoznacznie. Belzebub staje na środku podestu. Zdejmuje różki, nakłada białe rękawiczki — jest teraz Mistrzem Ceremonii. Klaszcze w dłonie, po obu stronach podestu stają Lokaje. Chłopi wnoszą ławki, jeden z nich będzie służył za siedzenie. Mistrz Ceremonii zgina się w ukłonie, wita przybywających z foyer gości.
Goście udają się w stronę sceny, rozprawiając o ostatnim balur Damy, Arystokraci, Literaci tak samo przesadni w manierach, konwenansach, jak przesadne są płomienne suknie dam i pióra zdobiące ich koafiury. Prowadzą między sobą intrygi, zachowując wszelkie salonowe formy. Patrioci przychodzą z góry podestu zaaferowani zgoła innymi sprawami. Nie dbają o formy, ledwo kiwną głową w ukłonie. Patriotki, inaczej niż damy, nie dbają o podkreślenie swoich wdzięków. Noszą czarne, grottgerowskie suknie. Jedna ma na głowie konfederatkę. Są bardziej niż mężczyźni zamaszyste w ruchach, ostre w reakcjach, bardziej ni'ż oni zapalczywe. Jedna z nich chluśnie winem w twarz Literatowi. Każda z grup demonstruje swoją wyższość nad drugą — towarzystwo pobłażliwym lekceważnicni, patrioci — zapalczywą agresywnością. Obie grupy są wyraźnie rozdzielone i w pewien sposób do siebie upodobnione. Niemal wszystkie obecne w salonie postaci przejmują bezwolnie sposób bycia, formy obowiązujące w ich kręgach społecznych. Suknia w stylu „dandy” jest bez wątpienia takim samym krzykiem mody, jak żałobna suknia z rogatywką. Tyle, że mody gdzie indziej obowiązującej. W tym niemała różnica. Ale podział^r-up-okazuje-się bardzo zewnętrzny. Rzeczywistą-wartość, już nie^grup, ale poszczęr góinych postaci,..ujawni dopiero ich reakcja na zdarzenia. ^Na opowieść.^ Adolf a o cierpieniach Cichowskiego. Nie wszyscy chcą słuchać „tej opowieści, Szambelan na wszelki ;^padek wychodzi. Innych, po obu stronach podestu, Adolf zmusza do słuchania.
Adolf opowiada" historię Cichowskiego tak, aby nią wstrząsnąć słuchaczy. Nie wystarczą same fakty, dodatkowo je dramatyzuje, inscenizuje, odgrywa. Jest tak samo przejęty losem Cichowskiego, co swoją misją. I cel swój częściowo osiąga. Po obu stronach podestu. Zapłacze jedna z papuzich Dam, przejmie się jeden z Literatów. Podział społeczeństwa okaże się nie tak jednoznaczny, a przede wszystkim nie tak ostateczny, jak mogło się wydawać na początku. W końcu wszystkich Mistrz Ceremonii za pomocą nacierających, zbyt natarczywie jak na służbą Lokajów, zgrupuje razem na środku podestu. W tym chaosie przemieszania, sprowokowanym przez Mistrza Ceremonii, poplecznika Senatora i sługi piekieł, rodzi się możliwość przemiany ludzi i społecznych relacji. Wysocki przerywa kordon Lokai — „Nasz naród jak lawa...”
Senatora i jego zauszników nie jest w stanie zmienić nawet tak dojmujące zetknięcie z cierpieniem, jakie wnosi sobą Rollisonowa. W tym są nieludzcy. Groza sceny Pan Senator jest tym większa, że postaci w niej przedstawione są pokazane, mimo zachowania całej konwencji salonowej komedii, wcale realistycznie. Dla salonowej komedii Swinarski buduje odpowiedni teatr, akcję umieszcza na scenie wśród stylowych mebli.
Na scenę wchodzą Sekretarz, Doktor, Pelikan, Bajkow. Tyłem, bo do Senatora wszak muszą być zwróceni przodem. Senator wchodzi ostatni, zasiada za stołem rozparty w fotelu. Niedostępny, wyniosły, wielkopański. Po bokach siadają Doktor i Pelikan. Raczej przysiadają na brzegach kr/.esol, pociły len i do przodu w stronę Senatora. Obaj drobni, wygładzeni, czujni i spięci, wyglądają jak dwa charty szykujące się do skoku na jedną kość. Gotowi są nawzajem siebie rozszarpać. Nie ma co do tego wątpliwości, sądząc po sposobie, w jaki wymieniają spojrzenia i uśmiechy. Szydercze, triumfalne, złośliwe. Zależnie od aktualnego rozpoznania sytuacji. A kiedy, jak się zdaje, los uśmiechnął się do Doktora, Pelikan nie omieszka obdarzyć go uniżonym uśmiechem, pokłonić się z najwyższą atencją, dać wyraz swojemu uznaniu. To także należy do komedii, którą wszyscy tu rozgrywają. Bywa ona śmieszna w tych wszystkich retardacjach, układach, grymasach. Dla postaci, które biorą w niej udział, gra, która się tutaj toczy, jest grą najbardziej serio. To gra o karierę, gra o pozycję, na śmierć i życie. Dla Pelikana i Doktora oznacza grę o względy Senatora. Pelikan, bardziej śliski, bardziej giętki, jest w grze wprawniejszy. Nie ma też żadnych atutów w ręce, a świadomość posiadania atutu wyraźnie przeszkadza w grze Doktorowi. (W grze w karty, która toczy się równocześnie, sytuacja jest odwrotna.) Doktor nie dosyć jest uważny, nadto natrętny, nie potrafi całkowicie ukryć swojego rozdrażnienia. A gra wymaga czujności i skupienia — żeby natychmiast pochwycić każdy uśmiech, każdy grymas, każdy koncept Senatora. I natychmiast stosownie na niego zareagować. Bajkow nie bierze udziału