paradoksów intelektualnej konsekwencji konserwatyzmu: bo czyż nie 1 trzeba było być tak gruntownie jak on wykształconym, oczytanym i samodzielnie myślącym człowiekiem, aby fanatycznie chronić młodzież przed niebezpieczeństwami wykształcenia, oczytania i samodzielnego myślenia? I czyż nie trzeba było doświadczyć na sobie samym trucizn jakobinizmu, aby znaleźć na nie ideowe i policyjhe odtrutki? I czyż nie z francuskich i niemieckich książek czerpało się argumenty przeciwko cudzoziemskim wpływom?
Szaniawski o tyle jednak był wyjątkiem od reguły, że jego rosnąca z biegiem lat niechęć do wszelkiego postępu nie łączyła się z pochwalą wsi spokojnej. W kongresowym Królestwie był filozofem i urzędnikiem — połączenie dość rzadkie — i dwie te role w jego umyśle ściśle się splatały. Jako filozof szukał uzasadnień konserwatyzmu biurokratycznego, w którym nie dworek i folwark, lecz rząd i urząd stają się ostoją ładu społecznego, narodowości, hierarchii i autorytetu.
Autorytet był bowiem zasadą naczelną i niezbywalną konserwatywnego poglądu na świat, zasadą, która łączy wszystkie odmiany tej formacji myślowej. Reformy są dopuszczalne, jeżeli są wyrazem woli opiekuńczej zwierzchności i jeżeli nie burzą ustanowionego hierarchicznego ładu świata. Tyle, że szlachcicowi w jego dziedzicznej \^si dość było czuwać nad tym, aby nienaruszona trwała zwierzchność ojca nad rodziną i pana nad chłopami. Nad dziedzicem zaś był już tylko Bóg. Politycy konserwatywni, wychodząc na scenę publiczną i biorąc na siebie odpowiedzialność za losy narodu, musieli wypełnić brakujące szczeble hierarchii między dziedzicem a Bogiem.
Idealne społeczeństwo narodowe, które konserwatyści odkrywali w przeszłości i zabezpieczyć chcieli w teraźniejszości, było związkiem stanowo-korporacyjnym: jego człony połączone były solidarnie na zasadzie wzajemnych powinności, a nie przeciwstawione na zasadzie konfliktu interesów. ,,Wszelka całość —pisał Szaniawski — musi być organiczną, a doskonały organizm zawisł na przyzwoitym ustopnio-waniu”. Skoro tak, to nie tylko szanować należy odrębność ducha i instytucji każdego narodu, ale również w każdym narodzie „indywidualność przedziałów i klas społecznych”19. Liczba tych przedziałów rosła: doświadczenie wskazywało bowiem, że nazbyt rozrodzona, nie oświecona i republikańskim duchem zarażona szlachta nie stanowi 1 2
dostatecznego zabezpieczenia ładu społecznego. Dopiero arystokracja zwieńczyć miała hierarchiczną budowę. Adam Czartoryski i Stanisław Zamoyski, Aleksander Wielopolski i Henryk Rzewuski w różnych momentach, i niezbyt się oglądając na rzeczywistą polską tradycję ustrojową, projektowali wprowadzenie dziedzicznych godności senatorskich i utrwalenie arystokracji jako elity społecznej i warstwy historycznej zapewniającej ciągłość dziejów narodowych, a także mającej stanowić przeciwwagę absolutyzmu panujących.
Wyłamywanie się nie tylko klas, ale i jednostek z przypisanego im dziedzicznie miejsca w hierarchii społecznej traktowane być musiało jako czynnik zaburzenia i dezorganizacji. W polityce praktycznej, na którą konserwatyści odzyskali wpływ już około roku 1820, po krótkim epizodzie rządów liberalnych Aleksandra 1, ich doktryna społeczna sprowadzała się do obrony, a gdzie było można, to i restytucji praw stanowych. W okresie konstytucyjnym tendencja zachowawczo-klery-kalna przejawiała się skutecznie w zwalczaniu prób rozdziału kościoła od państwa, w zamachach na Kodeks Cywilny, zwłaszcza w dziedzinie prawa małżeńskiego, w sprzeciwie wobec umiarkowanych projektów reformy włościańskiej lub w odmawianiu Żydom praw cywilnych i obywatelskich. Najobszerniejsze zaś pole znalazła sobie w szkolnictwie, pod ministerium Stanisława Grabowskiego. Konserwatywną zasadę polityki edukacyjnej formułował biskup Prażmowski w słowach następujących: , Jeśli spokojność towarzystwa, trwały i pomyślny byt jego na tym zależy, aby dzieliło się na klasy, aby każda z nich zadowolona była ze swego położenia i w obrębie jego pełniła swe obowiązki, nie trzeba przez chybiony system edukacji zaprawiać ją kwasem wzbudzającym fermentację, a takim będzie zawsze wyższe nad stan sposobienie”3.
Nie jest więc jeszcze tak źle: „spokojność towarzystwa” może być jeszcze zabezpieczona, jeśli tylko uda się powstrzymać napór sił społecznego rozstroju. Tu od razu widać, jak jednak odmienna była diagnoza polskiego konserwatysty epoki Świętego Przymierza od gorzkiego osądu moralisty czasów Stanisławowskich. Tamten czuł się zanurzony w świecie fałszywym, w którym nic już prawie, oprócz cnót domowych, do konserwowania nie zostało: można było tylko wierzyć w ozdrowieńczy powrót do źródeł poczciwości. Ten drugi, bogatszy
Cyi. wg; M. Mantcufflowa, J. R. Szaniaiuski. Ideologia i działalność 1815-1930, Wuuiwi 1936, s. 86. 157
J. K. Szaniawski, O naturze i przeznaczeniu urzędowań tu spolectnolei, Warszawa 1808, cyt. wg: Polska myli
filozoficzna Oświecenie — Romantyzm, wyd. H. Hins i A. Sikora, Warszawa 1964, s. 256.
30