cu/e w kartoflami - nie tylko zabronił mu tam pracy i ko go pobił. Opowiadał Julek, że zaczął go bić po twarZ**?' wie, a gdy pod uderzeniem upadał na ziemię, kopal go n, mając brzuch rękoma, kopany po całym ciele, wczołgał się , stół, gdzie nie mógł go dosięgnąć i zmęczony zaprzestał kaźnl Ja tego chyba nie przetrzymam”, powiedział Julek. Wiedziałem co znaczą te słowa.
Mikuła zaczął pracować na Industriehofle. Po kilku dniach poszedł do szpitala. Gdy chyłkiem skradałem się do okna szpitala by z nim porozmawiać, powiedział, że zdaniem doktorów jest chory na zapalenie stawów. Prosił o napisanie Ustu do domu, źe jest zdrów, a córka niechaj się dobrze trzyma. Przyrzekłem, źe przyjdę za tydzień. W następną sobotę kręciłem się koło szpitala, żeby się do niego dostać. Spotkałem lekarza. Pytam o zdrowie: „Rzęzi, jeśli noc przetrzyma, umrze nad ranem, ma zapalenie płuc”. Dostać się do szpitala nie mogłem. Podzieliłem się smutną wiadomością z kolegami. Gdyśmy, mimo niedzieli, jak zwykle zebrali się razem w Bekłeidungskammer, powiedziano, że do trumny wkładają Mikułę. Poszliśmy tam, uchyliliśmy wieko. Leżał spokojny — a jakieś dostojeństwo biło mu z twarzy i obnażonego ciała. Krzyż na czole i smutne nasze myśli żegnały go w drodze do wieczności.
APOLINARY KOSTRO
Niewysokiego wzrostu, elegancki starszy pan. Koleżeński, uczciwy wobec siebie i otoczenia, wyrozumiały i dobry. Mądry starszy pan. Był bowiem starszy od nas — jeśli nie najstarszy - liczył, zdaje się, sześćdziesiąt dwa lata.
Cierpienia znosił ze stoicyzmem. Rozumiał tragedię narodu - i zdawał sobie sprawę, że cierpi za naród. Jeśli inteligencję skazywano na zagładę, ktoś musi ponieść ofiary. W młodości przeniknięty patriotyzmem - ogień żarliwości Ojczyzny przechowywał do końca. Było to jego podporą, pozwalało opanować nerwy i dawało spokój nawet w chwilach groźnych. Łączyliśmy wspólną dolę i w wagonie. Gdy pociąg zatrzymał się w Oświęcimiu, nikt nic nie wiedział, gdyż stanął na jakiejś bocznicy. Zresztą przygo-
na ow'JVł»»«-'*-' *---
■owywano nas pierwsza noc,
pierwszy porsiriGW będzie jttż
a w szczególności
i-hwila pierwszej katorgi-
Okna w wagonie byty zabite jeszcze w Warszawie — a przez Ńjpary w wagonach nic nie było widać. 'W wagonie był straszny upal. Toteż na noc porozbieraliśmy się, i leżąc pokotem prawie na sobie, czekaliśmy na dalszą podróż.
Nagle rozległy się wścieide krzyki i mmor otwieranych wagonów. Krzyk., aby szybko opróżnić wagony, byl tak złowrogi, a razy tak dotkliwe, że łapiąc w garść swe rzeczy, jak szaleni zeskakiwaliśmy na leb, na szyję z wysokiego nasypu. Kostro zgubił marynarkę:, kamizelkę i całą paczkę z rzeczami.
nów. W — a
Zaczęły się długie ćwiczenia drylu wojskowego boso, na ostrym żwirze. Nie zważając na wiek, inteligencję, ułomności fizyczne Cbyli więźniowie z protezami, chorzy, umysłowo chorzy), uczyliśmy się marszów, obrotów, przysiadów, śpiewów, ukło-Jtak niedobranej kompanii nietrudno było o uchybienia za to solidarna odpowiedzialność wszystkich. Toteż bicia -padnij — powstat\ — rollen — żabek — nie było końca.
Przypominam sobie, — jak. za jakieś widocznie źle wykonane ćwiczenie spletli Kostrę z równym mu wiekiem, wzrostem i tu-s2^ doktorem Okólskim. Kazano im objąć się za szyję i toczyć przed całym blokiem tam i z powrotem. A. nas w bloku oko-chłopów. Front szeroki na dwieście metrów. Widziałem, jak doby w al resztki sil. Cały spływał potem. Czerwony od upału, zda się, cala krew nabiegła mu do twarzy. Mdleli, bito ich kołami i znów z tmdem toczyli się po ostrym żwirze.
Ciężkie lęki, głuchy skowyt po razach, tam i z powrotem przewracały się dwa ciała jedno na drugie. Już nie płakać, ale krzy-
czeć nam się chciało oad tym pohańbieniem i bólem. A ileż ra-
. orzeźyć tego nie mógł... Nie
zów potem jeszcze otrzymał. Toteż P
■wytrzymał nerwowo. C—) _
Odszedł - marząc i myśląc c PoJ*«.
lEDMUNDl WOJCI1
Syn Prezydenta RP*
iłCl
,ny ^artc
jbliwie Delfinem. Fo/.na-
1Z5