Wszyscy doskonale wiedzieli, że porwani nie mają z bandytyzmem nic wspólnego, bali się jednak kolejnych porwań lub polowań na „wahhabitów”, podczas których taki sam los mógł spotkać ich synów. Wiedzieli, że milicja gotowa jest dotrzymać słowa.
*
Demonstracje, długotrwałe akcje protestu to w Czeczenii rzadkość - kończą się zwykle po pierwszych groźbach. To dlatego władza najwyraźniej nie wiedziała, jak sobie poradzić z demonstrującymi atagińskimi kobietami. Konsekwentna, długotrwała blokada główniej drogi była aktem odwagi i desperacji ludzi żyjących w rzeczywistości rządzącej się prawem silniejszego, lepiej ustawionego, bardziej bezwzględnego. Z czasem inni mieszkańcy coraz mniej solidarnie patrzyli na protestujących, bojąc się konsekwencji. Nie były to pierwsze porwania czy zaczystki w Nowych Atagach. W takich sytuacjach - zamiast otwartych demonstracji - rodziny po cichu zbierały pieniądze, zapożyczały się, sprzedawały domy, aby wykupić swoich bliskich. Żywych lub martwych. Przez całą wojnę z handlu ludźmi utrzymywały się całe rzesze wojskowych. Zwykli ludzie płacili za wszystko - żeby nie zabrali syna, córki, żeby nie zgwałcili, nie zabili czy nie okaleczyli. Ciało - żywe lub martwe - stało się towarem przynoszącym znaczne zyski. Początkowo handlowano tylko żywymi, z czasem jednak armia rosyjska zorientowała się, jak ważne są dla Czeczenów ciała lub nawet same głowy zabitych. Stawki wyrównano. Czeczeni - w przeciwieństwie do Rosjan - równie dużo gotowi byli oddać za zabitych, aby ich godnie pochować, zgodnie z tradycją, po muzułmańsku. (Nagie, umyte, ogolone wszędzie poza brodą ciało zawija się w czystą tkaninę i układa do grobu głową w stronę Mekki. Bojownicy golą się zawczasu, przewidując, że ich życie nie potrwa długo...).
*
- Zaczęliśmy powoli tracić nadzieję - kontynuuje swoją opowieść Ibragim. - Nie wiedzieliśmy nawet, czy Malik żyje. Zastanawiałem się już, skąd załatwić pieniądze. Czy brat w Polsce wystarczająco się „ustawił”, aby pomóc? Może zadzwonić do krewnych do Moskwy? Wtedy poznaliśmy Nataszę. Dzięki niej sprawą udało się zainteresować media. Stacja telewizyjna „Wajnach” nagrała o nas materiał. Taśmy, co prawda, zabrano im na komisariacie, jednak o sprawie dowiadywało się coraz więcej ludzi - dziennikarzy, obrońców praw człowieka, co było nie na rękę lokalnej milicji. W końcu udało się poznać miejsce przetrzymywania chłopców. Wyjaśniło się również, że są podejrzani o zabójstwo milicjanta w Nowych Atagach. Niektórzy już „przyznali się” do winy. Co z tymi, którzy się jeszcze nie złamali? Czy jeszcze żyją? Pojawiła się jednak nadzieja. Skończyliśmy blokadę. Próbowaliśmy dowiedzieć się czegoś o ich stanie, rozpocząć śledztwo.
- Po dziewięciu miesiącach Malik został wypuszczony na wolność. W areszcie śledczym wyrywano mu paznokcie, rażono prądem, bito, znęcano się. Kilka razy tracił przytomność - Ibragim ścisza głos, tak, aby Malik nie słyszał. Mówienie o męskiej „słabości”, nawet w sytuacji bez wyjścia, to mimo wszystko wstyd dla czeczeńskiego mężczyzny. - Nie wierzył, że wyjdzie stamtąd żywy. Pod wpływem tortur „przyznał się do winy”. Okazało się później, że milicjant, o którego zabójstwo oskarżony był Malik, to nasz niedaleki krewniak! Jawna bzdura!
- Chciałem jeszcze zawalczyć o to, aby zdjęto z syna wyrok, ale milicja mnie powstrzymała. „Wrócił syn do domu? To się ciesz i milcz” - grozili. No i już dałem sobie spokój. Z nimi nie wygrasz. Malik i tak miał szczęście. Z porwanej szóstki mieszkańców Nowych Atagów przeżyło trzech.
*
Porwania, tortury, zaginięcia to również codzienność dzisiejszej Czeczenii. Mają zwykle charakter lokalny. Komuś szybko potrzebny jest winny, trzeba się wykazać lub zemścić. Ktoś za dużo wie. Spirala przemocy się nakręca.
Moskwę niewiele obchodzą miejscowe porachunki. „Niech się między sobą wystrzelają” - myśli zapewne wielu decydentów ze stolicy, z wyższością patrząc na „dzikich”, a czasami i znienawidzonych górali.
221