7
znaczenia. Oboje nie przestrzegali praktyk religijnych, uważając, że nie mają one wiele wspólnego z istotą chrześcijaństwa. Przypuszczam, że przeżywali wątpliwości religijne, ale w gruncie rzeczy byli ludźmi wierzącymi i w swoim postępowaniu zawsze kierowali się zasadami etyki chrześcijańskiej. Byli kochającym się małżeństwem, najlepszymi przyjaciółmi, wspomagającymi się wzajemnie i wiernymi sobie zawsze na dobre i złe. Życie jednak nie szczędziło im trosk i kłopotów i ciągle zmuszało do przezwyciężania trudności.
Pierwszą wojnę światową rodzina moja przeżyła spokojnie, gdyż ojciec z powodu kalectwa nie został powołany na front. Przyszły na świat dzieci: najstarszy Stanisław w 1917 roku, następnie Jan w 1918 roku i najmłodsza Maria (to właśnie ja) w 1921 roku.
Ojciec był cenionym fachowcem, pracował w „Nafcie” i dobrze zarabiał. Osiągnął życiową stabilizację, kiedy w 1922 roku (już po śmierci mojego dziadka Meszarosa) wybuchł strajk. Pomimo, że został szybko zażegnany, firma postanowiła odpowiedzieć lokautem. Miała ułatwione zadanie, gdyż nie wszyscy robotnicy solidaryzowali się ze strajkiem. Ojciec, który kierował wtedy warsztatami mechanicznymi, usiłował załagodzić sytuację, stając w obronie robotników. Dyrekcja jednak nie zamierzała pójść na żadne ustępstwa i zażądała od niego, aby podał nazwiska strajkujących. Ze względów zasadniczych, na te warunki nie mógł się zgodzić. Przekazując więc dyrekcji listę strajkujących robotników, podał na niej tylko jedno własne nazwisko i na znak protestu złożył wymówienie. Znalazł się w dramatycznej sytuacji, ale właśnie dzięki temu, że stracił pracę, stając w obronie strajkujących pracowników, zyskał ogromną popularność oraz szacunek i sympatię borysławskich robotników. Odtąd zawsze mógł już liczyć na ich poparcie, pomoc i lojalność.
Utrata pracy nie załamała jednak mojego ojca i po raz trzeci w życiu z całą determinacją stawił czoło przeciwnościom losu. Postanowił założyć własną firmę i zatrudnić w niej zwolnionych z „Nafty” robotników. Chcąc zrealizować swój plan powołał spółkę razem z przyjacielem naszej rodziny, geologiem, doktorem Jabłońskim oraz ze szwagrem inżynierem Wacławem Skoczyńskim i bratem mojej matki Franciszkiem Meszarosem. W spółce tej zapewnił sobie przeważająca większość udziałów, co dało mu prawo podejmowania decyzji i kierowania przyszłą firmą. Wkrótce w centrum Borysławia spółka wybudowała warsztaty mechaniczne, które otrzymały oficjalną nazwę: Fabryka narzędzi wiertniczych - inż. Józef Dawidowicz S.A. Miejsce, na którym postawiono fabrykę, początkowo było niemal pustkowiem, do którego prowadziła wyboista droga. Później jednak w latach trzydziestych, kiedy Borysław stawał się coraz bardziej cywilizowanym miastem, biegła już tamtędy regularna ulica Słowackiego, z normalną jezdnią i chodnikami, wzdłuż których zbudowano szereg ładnych, nowoczesnych domów. Ojciec zgodnie