Jak na księżniczkę krwi, na bóstwo z urodzenia Patrzały twe święcie młode oczy.
A ja w ich blasku jękłam, czując się dzieckiem cienia,
Którym duch niski toczy--
O, bólu srogi! O, wzroku uroczy!
Ale po co ci wiedzieć, o mój szlachetny Seni,
Że sąd twój o mnie złudzeniem!
Niech się dalej ma nędza, w blasku twoich promieni, Jarzy miłości Przemienieniem,
Nim znajdę moc zstąpić w Cienie.
Pomogłam ci wymarzyć, o, mój Dziwie uroczy, Postać przedziwną, boską.
Na łuczszym ją gdzieś świecie ujrzą w Prawdzie
Twe oczy
Gdy ja przeminę z swą troską —
Albo gdy, przebóstwiona, zjawię Ci się z obłoczy.
Zapaliłeś mi w sercu żądze nieskazitelne —
CHCĘ ZACNA BYĆ JAK TWOJE OCZY. Zniweczę w sobie wszystko co liche i śmiertelne, Ale Ty o mnie marz —
Ale Ty, niezmącony, o mnie czystej marz.
Oto płomień kominka: w Niebo ślę te litery — Nie dojdzie cię nigdy wieść,
Że nędzarka się kryła w gwiezdnym płaszczu Chimery Którąś pod swój dach chciał wwieść —
W twe słoneczne sfery.
MODLITWA ZA ŻENIĘ
O, Chryste Panie! Ojcze chorych dzieci!
Na twej ogromnej, na twej rojnej ziemi, Wędruje sama, z myślami btędnemi, Nieszczęsna Żenią. Niech światłość jej świeci.
Nieszczęsna Żenią! zagadkowa Żenią!
Z tą małą główką, śpiczastą jak stożek,
0 której doktór Antropolog orzekł,
Że niezleczalny jest ten kształt ciemienia.
Nieszczęsna Żenią, z tą śpiczastą główką, Wspartą na szczęki dobrodusznej szerzy — Nieszczęsna, głupia Żenią, która wierzy W każde nicponiów ironiczne słówko.
Pokorna Żenią, wciąż poczuciem winy Kruszona, do ziemi chyląca co chwila Pobożny czubek mongolskiej głowiny, Niebaczna, że się kurzem tym opyla.
Pokorna, głodna Żenią, co śród śmieci Znajduje pokarm dla siebie niegodny,
A śmiech radosny ma, jak małe dzieci,
1 umysł, mimo ciasnoty, swobodny.
417