i pozostaje mieć nadzieję, że ten trend zostanie utrzymany.
Skoczyliśmy do Londynu. Big Ben - obecny, budynki Parlamentu
- obecne, katedra Westminsterska
- obecna, Tower Bridge - obecny. Udało się odnaleźć katedrę Świętego Pawła (pokolorowaną, lecz bez tekstur) oraz słynny „Korniszon”, czyli budynek 30 Street Mary Axe. Trudno przeoczyć London Eye, ale diabelskie młyny mają to w naturze. Ogólnie: kilkadziesiąt pojedynczych budowli, rozmieszczonych głównie wzdłuż Tamizy
- czyli mogło być lepiej. Zresztą w porównaniu z Paryżem z pewnością było.
Po drugiej stronie kanału La Manche, w stolicy Francji, zobaczymy bowiem katedrę Notre Damę, Luwr, niezwykle ciekawy budynek francuskiego ministerstwa finansów, no i obowiązkową także w wirtualnym świecie wieżę Eiffla. To tyle ciekawostek, bo między paryskimi budynkami 3D zmieściłoby się niejedno polskie miasteczko. Jedynym odstępstwem od samotniczego życia tutejszych budowli 3D jest kompleks wokół La Grandę Arche. Ponad 30 obiektów o niekiedy bardzo oryginalnych kształtach - to już coś. „Pobliski” Londynowi i Paryżowi Madryt charakteryzuje się podobnie rzadką zabudową.
Postanowiliśmy opuścić Europę. Dokąd się udać? Może Dubaj, miasto przyszłości? Jeden klik, chwila czekania i... spore rozczarowanie. Wirtualny Dubaj niewiele się różni od tego prawdziwego, tyle że... sprzed czasów budowlanego szaleństwa. Stoi co prawda Burj Dubai, najwyższy budynek świata, lecz próżno już szukać słynnego hotelu Burj Al Arab. W ogóle obiekty 3D można policzyć na palcach. Szkoda. Krótka wizyta w Singapurze - dosłownie 10 wieżowców w centrum i nic poza tym. W Tajpej można polatać wokół popularnego drapacza chmur Taipei 101, w pobliżu którego znajdziemy dwa niewielkie skupiska wieżowców o dość luźnej zabudowie. Nieźle prezentuje się za to centrum Los Angeles
- z pewnością lepiej od Berlina, choć tu też w miarę oteksturowa-ne centrum otaczają szare klocki brył. W przeciwieństwie do stolicy Niemiec, liczba pomalowanych budynków jest jednak większa. Pewnym zgrzytem był błąd w pozycjonowaniu dwóch kompleksów budynków, które uparcie lewito-wały na wysokości dachów pobliskich wieżowców. Usterka drobna i z pewnością zostanie szybko naprawiona.
Największymi wyzwaniami dla karty graficznej okazały się wizyty w Tokio i w Nowym Jorku. W obu miastach naprawdę jest na co popatrzeć i nie ma sensu wymienianie kolejnych atrakcji -to trzeba zobaczyć samemu. Warunki pełni estetycznych doznań: komputer z dobrym procesorem i wydajnym układem graficznym oraz w miarę szybkie łącze internetowe.
Google Earth zyskał ogromną popularność wśród użytkowników na całym świecie. Fakt, że jest bezpłatny, w połączeniu z możliwością rozbudowy wirtualnego świata przez użytkowników, czyni z niego idealne narzędzie do orientacji w terenie, zarówno przy sprawdzaniu, jak daleko jest z metra na Świętokrzyskiej na plac Zamkowy (1,73 km), jak i podczas weryfikowania ofert wyjazdów turystycznych w egzotyczne, a więc z pewnością dobrze obfotografowane i zaznaczone w programie zakątki świata. Tym samym Google Earth stał się doskonałym - i obecnie jedynym o takiej wygodzie obsługi i tak dużym stopniu funkcjonalności - internetowym narzędziem reklamy atrakcyjności miast. Wirtualne metropolie rozrastają się tu coraz szybciej i zapewne będą to robić nadal, coraz bardziej zbliżając się wyglądem do swych pierwowzorów.
Obok nas powstaje drugi, równoległy świat. W stosunku do innych miast Europy i świata, Warszawa prezentuje się w nim już w miarę przyzwoicie. Skromnie, ale estetycznie. Teraz czas na rozbudowę. I na inne polskie miasta. C
►3 JAROSŁAW CHR0ST0WSKI jest redaktorem „Wiedzy
i Żyda".