że mieć nadzieję, że wyrok „w proch się obrócisz” zostanie oddało, ny lub uchylony.
Refleksja nad nieśmiertelnością społeczeństwa może być nader satysfakcjonującą rozrywką dla filozofów. Z punktu widzenia filozofii, która sama w sobie jest wyzwaniem dla niszczycielskich mocy czasu, stanowi ona dzisiaj (i będzie stanowić jutro) zapowiedź „o wiele dłuższego” życia (nieśmiertelnego, jeśli oceniać miarą krótkiej indywidualnej egzystencji), tak jak stanowiła w czasach Durkhei-ma. Lecz u schyłku dwudziestego wieku filozofowie mogli się poszczycić tym, że poruszyli strunę „ludzkiego, arcyludzkiego” doświadczenia. Przemawiali w imieniu społeczeństwa, pracowicie układali stałe ramy, w które na wieczność można było wpisać nietrwałe ludzkie poczynania i obiecać, że staną się one twarde jak skała. Słowa Durkheima zostały napisane wtedy, gdy (jak ujmuje to Alain Peyrefitte165) samodzielność, zaufanie do otoczenia i wiara w długowieczność instytucji społecznych została połączona i utrwalona w zachęcie do działania i w determinacji do konsekwentnej jego realizacji. Słowa Durkheima brzmiały w uszach jego współczesnych jak czysta abstrakcja bądź naciąganie: przeformułowywały przekonania utwierdzane w codziennym doświadczeniu.
Wygląda na to, że załamała się udokumentowana przez Peyrefib te’a trójpostaciowa wiara i stało się dla wszystkich oczywiste (może z wyjątkiem tych, którzy żyli w przestrzeni filozofii, sztuce wyczarowywania ciągłości z tego, co nieciągłe - owej „epistemologicznej przesłanki” „ciągłego czasu”), że żadne z trzech ufnych przekonań nie może przetrwać, a co dopiero rozwijać się samodzielnie. Pewność siebie, zdolność do śmiałego wytyczania planów życiowych i determinacja w dopilnowaniu ich realizacji na przekór przeciwnościom najprawdopodobniej nie doszłyby do głosu, gdyby nie pobudzała ich i nie podtrzymywała wiara w przyszłą stabilność otaczającego świata, jego wymagań i reguł, które podpowiadają, i to autorytatywnie, jak im sprostać. „Warunki wyznaczane przez czas w nowym kapitalizmie -zauważa Richard Sennet - wywołały konflikt między charakterem a doświadczeniem, doświadczeniem rozczłonkowanego czasu, które udaremnia możliwość ukształtowania charakteru w dalekosiężnych narracjach”156. Tego konfliktu należy się spodziewać, zważywszy na
Alain Peyrefitte, La societe de confiance, Odile Jacob, 1998, s. 514-516. Richard Sennet, The Corrosion ofCIiaracter, WW Norton, 1998, s. 31.
• -
to, że niepewność która co prawda zawsze i wszędzie towarzyszyła ludzkiemu doświadczeniu, nabrała nowych, poprzednio nieznanych cech: teraz „wplata się w codzienne praktyki żywotnego kapitalizmu. Niestabilność zaczyna zakrawać na normalność...”.
Ludziom raczej nie udałoby się wydobyć z tej długofalowej logiki zza doświadczenia rozdarcia i okaleczenia, jakie wywołuje zmieniajmy się omal bez ostrzeżenia świat; w przeciwieństwie do ptaków i filozofów, rzadko odrywają się od ziemi, ale też noszą się na tyle wysoko, by ją odkryć. „Społeczeństwo” mocne i zwarte, jak można wnioskować na podstawie badań naukowych, uobecnia się większości z nas w zapośredniczeniu sytuacji, które niekoniecznie splatają się w ciągłe doświadczenie. Dla większości z nas społeczeństwo to na ogół (chyba że wpadniemy w filozoficzny nastrój) zbiorowa nazwa oznaczająca ludzi, których spotykamy tam, gdzie zarabiamy na życie, nasi życiowi partnerzy pod wspólnym dachem, sąsiedzi, z którymi łączy nas ulica i sposób, w jaki przestajemy z nimi wszystkimi, mniemając, że spotyka się on z aprobatą i przynosi odpowiednie efekty. I rzecz w jednym z elementów konstytuujących ideę „społeczeństwa”, jak możemy teraz stwierdzić na podstawie naszego doświadczenia, w tym, że oni wszyscy „żyją o wiele dłużej” niż my i że wobec tego „pozwalają nam zaznać nie tylko efemerycznego zadowolenia”. Przy całym szacunku dla Durkheima, teraz każdy z nas, indywidualnie, stanowi „najdłużej żyjącą” z wszystkich więzi i instytucji, jakie poznaliśmy; i jedyną istotę, której oczekiwania życiowe stale rosną, a nie kurczą się.
I faktycznie, niewiele pozostało, o ile w ogóle, punktów odniesienia, co do których można by zasadnie żywić nadzieję, że zapewnią głębszy i trwalszy sens chwilom, które przeżywamy. O ile mamy zawias - jest nim wiara - mocujący to, co ruchome (i przemijające) do tego, co stale (i trwałe), o tyle ramy próżno szukać. To ja, będące mną moje żywe ciało, jestem bodaj jedynym stałym składnikiem rzekomo niestabilnego, niezmiennie trwającego do odwołania, otaczającego świata. Moje życie jest zbyt krótkie, żeby stanowiło pociechę, lecz w porównaniu z nim wszystko inne, jak się zdaje, istnieje niepokojąco krócej. Naprawdę nieliczne związki wita się z przekonaniem, że będą trwać tak długo, „dopóki śmierć nas nie rozłączy”. Coraz mniej liczne rodziny dają pewność dłuższego trwania niż życie poszczególnych jej członków. Nieliczne, a może żadne, zdobyte mrówczą pracą umiejętności dotrwają do końca życia dumnego ich posiadaczaTNie sposób przewidzieć, czy miejsce pracy zostanie utrzymane i czy do
223