Ale czy można powiedzieć, że tworem całkowicie samorodnym? Że zatem realiów żadnych już tutaj szukać nie należy? Łatwo będzie zgodzić się, że jest inaczej. Także owa treść właściwa intetłudiów wywodzi się, a w niejakiej mierze opiera się również o elementy tradycyjne.
V
GOŚCIE ZAŚWIATOWI
Zajdźmy więc zagadnieniu od czoła: skąd na Dziadach widma? Skąd wziął się pomysł tak fantastyczny, żeby do kaplicy cmentarnej, choćby i pogrążonej w mroku nocnym, między prostych lodzi wiejskich, nie majaczących przecież, nic przewiedzionych w trans, sprowadzać duchy, kazać im prowadzić rozmowy. Nic umiano przystąpić do tego zagadnienia, cóż dopiero odpowiedzieć na niejako tako przekonywająco. Długa byłaby historia błądzeń, bo zagadnienie jest drażniąco natarczywe.
Na nic nie przyda się nim tu folklor. Utrzymuje się wprawdzie tu czy ówdzie wierzenie, że jałdś człowiek przy zachowaniu ściśle określonego rytuału może zobaczyć ducha przybywającego na obrzęd.1 Ale zobaczyłby go sam jeden, ducha jednego i — co ważniejsza — milfrywn Nie przystaje to do poematu, gdzie widmo zjawia się wszystkim, zmienia mżjw i wiele o sobie opowiada. Nie da się to również wytłumaczyć konwencją literacką. Pimifr to nie jest tradycyjna „machina cudowna", opatrzona i nadużyta w dawniejszej poezji- Nie będziemy też midi z niej pożytku.
Podobnież nie uzyskamy żadnej pomocy ze strony psychologu uczestników, z gry ich wyobraźni itp., czego tak wiele szukano przy interpretacji zjaw Wesela. Widma w Dziadach nie są uwidriałnieniem czyichś tajonych pragnień i marzeń. Jeżeliby nawet tak interpretować zjawienie się dwojga dzieci przybywających do obecnej w Chórze matki, to przy obu pozostałych zjawach nie znajdziemy żadnej podstawy2 do takiego pojmowania.
A więc co? A więc poeta nadał tu kształt widomy swej głębokiej i stale utrzymującej się w nim wierze w realny wyjaw „świętych obcowania", tzn. przeświadczeniu zawsze dlań żywemu o ścisłym związku świata z zaświatem? Spierano się, czy Mickiewicz sam podzielał wiarę ludową w dusze powracające, czy też posługiwał się nimi jako dogodnym rekwizytem wrzrtnnromantycznym. Przewinął się nawet pomysł tak dziwaczny, że poeta w roku 1820 natknął się na fenomen seansu spirytystycznego i że go wcale wiernie odtworzył. Wszystko to może dać miarę zaniepokojenia problemem, rzeczywiście niebłahym.
Czy Mickiewicz wierzył? Filolog nie jest spowiednikiem i takie pytanie nyyr spokojnie usunąć na bok. Problem literacki usiłuje on wytłumaczyć przy pomocy przesłanek wydobytych z podłoża historyczno-folklorystycznego. Nie schodźmy więc z tej drogi, doprowadzi nas ona do celu, a da się rzeczowo w sposób naturalny uzasadnić.
Odpowiedzi wolno oczekiwać na drodze rozeznania charakteru i funkcji najważniejszych uczestników obrzędu, mianowicie owych dziadów-jałmnżników. Człowiek stary, niezdolny* do pracy, który za udzielone wsparcie może się odwdzięczyć tylko modlitwą i dobrą intencją, uchodzi w pojęciach Indowych za bliższego nrfmiłn zmarłych, na których intencję wnosi prośby do Boga. To był główny sposób jego odpłaty za jałmużnę. Za mojg młodości dziadek proszalny otrzymawszy jałmużnę klękał na środku izby i pytał o imię zmarłego gospodarza czy gospodyni, które potem wplatał w swą modlitwę. Niedaleko stąd do przyjęcia i uznania ściślejszych związków między modlącym się a objętym intencją modlitewną.
Radawnica, święto pamięci o zmarłych, była zarazem świętem żebraków, jak się ich tam zwało, „starców" _ Stanowili oni jej współczynnik integralny; bez dziadów żebrzących nie byłoby obrzędu. Stąd tyłu ich tłoczyło się na cmentarzu, na nich kończył się poczęstunek. Możemy przyjąć bez zastrzeżeń: oni byli tam rzecznikami, namiestnikami, substytutami wspominanych zmarłych przodków. Woioo by przypuścić, że z tej w jakimś stopniu identyfikacji wywodzi się homonim: dziad-przodek i dziad-żebrak. Poprzez osoby dziadów uczestniczyli w obrzędzie jakoby sami zmarli.
Łączność ta występowała nierzadko jeszcze silniej. Między żebrakami trafiali aę często ślepcy z lirą-gęślą; d byli szczególnie respektowani. Ślepy limik. na poły już odcięty od świata widzialnego — to coś więcej niż żebrak. Przychodzili i oni na Radawnicę i mieli w niej rolę szczególną: śpiewali stosowne do uroczystości, tradycyjne, z dawien dawna przekazywane pieśni. Pieśni tych nie zebrali nasi etnografowie. Czarnowska ograniczyła się tylko do wzmianki, że były. że na nich także zasadzał się udział ..starców" w obrzędzie. Cząstkę ich tylko przekazał Demichowicz. Cząstka jest drobna, ale jakże wiele mówiąca! Limik występuje tam wyraźnie jako namiestnik zmarłego, który przez jego usta zwraca się bezpośrednio do obecnych. Jeden z utrwalonych fragmentów podaje szczątek takiego dialogu:
— Qj, a a— fkat mt iy— łwlfr
— .4 .v synm. wezmjz msiL
Rozmowa sieroty na mogiłce z duchem pogrzebanej tam matki to i poza tym częsty motyw w gadkach i pieśniach ludowych.
Nie można też tracić z uwagi tego, co poeta sam przyznaje w przedmowie, wspominając o swym uczestnictwie w obrzędzie: ..słuchałem [-_] pieśni o naefa warzy Łach powracających. z prośbami lub przestrogami". Były więc dialogowe. Najwyraźniej śpiewano je także na Białorusi.
Jesteśmy już blisko cełn. Jeżeli poeta taką pieśń-dialog zasłyszał. JcśE nK^il go pomysł. by takie duchów obcowanie uczynić przedmiotem otworu, dla wyobraźni Jego mc było sprawą trudną pieśń tę niejako udramatyzować, rozJiklk1 na głosy i wprowadzić proca-
*5
iriilf iiiiT 8388281
nS) na to — ptszc Gołąbek — nunc środki i sposoby, aby dudu zobaczyć, np. przez chomąto. peta dodkę dzięgielową, przez pas lniany kd.; trzeba jednak postępować ostrożnie, gdyż łatwo obrazić zmarłego pracz zbytnią ciekawość" (Dtisrfy U'JifiŁir. s. 15). Podobnie2 mówi o tyra Pietkiewicz (Umarli u2 mtiir