C£.o> o Aax.^*'c, QJL£_ /VA-t-e
'V-J~-A—'-P i "bo 0*Qfc30 C<Lt c ^ 5toV^^>coW.>'c.'' ’ ^ł“‘r> rO'C*v\vP |
PAŁUBA _ j
ryV\
%
ty
nie omieszkał Strumieński napędzić Oli strachu przed możliwymi skutkami zdrady pod względem zdrowia — sądził, że to zapewni mu przynajmniej jej fizyczną wierność. Obawy jego były przesadne. Ola była zdolna co najwyżej do miłostki salonowej, nie do miłości, miała zaś za mało w sobie namiętności, żeby webrnąć naprawdę w niebezpieczeństwo. Jadąc do Warszawy, mówiła sobie w myślach (nie myślała): ja go (tj. Gasztolda) nauczę moresu, czy też mi spojrzy w oczy, ukarzę go itp.
¥
[278]
Warte wzmianki jest jeszcze zachowanie się Stru-mieńskiego wobec dzieła Gasztolda. Naturalnie, był on z powodu tego dzieła ogromnie rozgniewany, nazywał Gasztolda podłym głupcem, wynajdował w jego powieści idiotyzmy, z ironią odczytywał żonie uszczypliwe opisy, które odnosił do siebie. Np. Strumieński Gasztolda miał, tak jak jego rzeczywisty prototyp, nogi w kształcie litery X, podczas gdy potomkowie rycerzy mieli nogi w kształcie O, odziedziczone po przodkach, którzy całe życie siedzieli na koniach i uganiali za Tatarami i Turkami. Te argumenty wyszydzał Strumieński, Oli natomiast wydawały się one bardzo trafnymi, podobnie jak i inna uwaga bohatera Gasztoldowego (zaczerpnięta z jakichś książek), że twarze wielu ludzi przypominają różne zwierzęta: psy, konie, ptaki, świnie itd. Bohater powieści popierał to spostrzeżenie przykładami z najbliższego otoczenia, frapując nimi swoich interlokutorów; Gasztold rzeczywiście byłby z pewnością w większym kłopocie, gdyby go zmuszono przytoczyć odpowiednie przykłady. Strumieński śmiał się także z arystokratycznych teorii Gasztolda, choć w duchu,
DALSZE FLUKTUACJE
iak wiadomo, sam im jeszcze trochę hołdował. Wresz-> ie irytowało go i zniechęcało do Oli to, że Gasztold opisywał, jak ją całował, ściskał jej rączkę, a gdy )la perswadowała mężowi, że Gasztold kłamie, robił jej wyrzuty, dlaczego swoim zachowaniem się upoważniła Gasztolda choćby do tak zuchwałych myśli. Powstała mała sprzeczka, po której Strumieński i hciał Olę pocałować, ona zaś kazała mu wprzódy wypłukać usta. „Może mnie nie puścisz do Warszawy?” O tym się Strumieńskiemu ani śniło, rozgniewał się, puścił ją, powiedział: możesz nawet nie wracać. — Chciał jednak pojechać za nią po kryjomu, śledzić ją — ale zaniechał tego, a korzystając [279] z jej nieobecności i ze swego niepokoju o nią, zanu-zał znowu swój mózg w unoszącej się nad nim ltmosferze Angeliki. Dopiero z drogi otrzymał od )li list przepraszający, na który bardzo zimno odpowiedział.
Gdy Ola przyjechała do Warszawy, upłynęło nie-•o czasu, zanim się spotkała z Gasztoldem, tenże bowiem z powodu swej książki nie pokazywał się w domu krewnych Oli, ale wreszcie przybył tam, zwabiony nadzieją ujrzenia — nie Oli, lecz pewnej panienki, o której serce się teraz ubiegał, a którą tylko tam mógł spotkać. Niecierpliwość i zazdrość usposobiły Olę przychylnie dla Gasztolda, wnet jednak poznała, że on teraz używa jej tylko za środek do obudzenia zazdrości i do rozkochania tamtej niewiasty. W istocie Gasztold znacznie już ochłódł dla niej, czy dlatego, że wyantycypował już w swej powieści prawie wszystkie możliwe sytuacje, jakie mógł przebyć z Olą (prócz tych, które przebył istot-