LXXVI Środki walki
swych wywodów, by stanowiły one ciosy celne i nieodparte, "dłe uważali też za konieczne ze względów taktycznych wyjaśniać w każdym prawie wystąpieniu swe stanowisko ideowo-artystyczne, wysuwać swe racje, uzasadniające podjęcie walki nie tylko wobec obozu klasyków, lecz także wobec publiczności literackiej w ogóle, zaciekawionej sporem i jego przebiegiem. Dlatego więcej naliczyć można artykułów i większych rozpraw, poważnie roztrząsających -zagadnienia sporne, w publicystyce romantycznej aniżeli po stronie klasyków, którzy, wierząc zrazu w trwałość swego panowania, zbywali wystąpienia romantyków konceptami, drwinami, szyderstwem. Z obozu klasycystycz-nego wychodzi więc sporo utworów satyrycznych, skierowanych czy to przeciw Mickiewiczowi, by wymienić paro-dystyczny koncept Osińskiego, czy przeciw motywom romantycznej poezji (Romantyczność T. Krępowieckiego, Flora romantyczna), czy wreszcie przeciw „lichym naśladowcom” muzy romantycznej (bajka Morawskiego Kogutek i gąsięta). Dopiero z biegiem czasu klasycyści zrozumieją, że mniej lub więcej dowcipnymi konceptami czy drwinami nie uda im się pokonać zaczepnych i zasobnych w argumenty rzeczowe przeciwników; zaczną więc prze-myśliwać (K. Koźmian szczególnie) nad środkami, które by miały przeciwstawić się skutecznie ideologii romantycznej. Na realizację tego planu antyromantycznego było już jednak za późno*1.
•* Miały to być swoistego rodzaju „antologie” poezji romantycznej, np. „Flora krzemieniecko-wileńska”, gdzie zostałyby zebrane „rozpierzchnione członki potwornej literatury” po to, aby się „własnych płodów szaleni autorowie przelękli i zawstydzili”, jeżeli „jeszcze cokolwiek zdrowego rozumu mają” (3 a r. op. cźt, s. 173). Ukazała się drukiem tylko Flora romantyczna Gazeta Warszawska* 1830, nr 63). Poza tym satyrycznym wystąpieniem planowa! Koźmian „dziełko o stanie nauk, literatury, smaku itd. od śmierci Stanisława Augusta do na-
Broń satyry mają w swym arsenale i romantycy. Artykuły ich często nasycone były jadem polemicznym, ironią kąśliwą, śmiechem szyderczym z „niemożności autor-czej” klasycystów; chwycą się czasem parodii, by ośmieszyć przeciwnika (parodia Renegata z satyrycznym opisem wrażenia przedmowy Mickiewicza w obozie klasycystów). Najczęściej jednak w publicystycznych wypadach romantyków brzmi ton gniewu i oburzenia oraz patetyczna niekiedy fanfara zwycięstwa.
Pierwsze sądy o walce literackiej. Nie umilkła jeszcze wrzawa i odgłosy walki romantyków o nową poezję, gdy żądny syntezy umysł najwybitniejszego krytyka romantycznego, Maurycego Mochnackiego, pokusił się o obraz „literatury polskiej w wieku dżiewiętnastym”. Ostatnie słowa dzieła kreślił rankiem 29 listopada 1830 roku. Decyzja czynu kazała mu rozważania estetyczne odłożyć do chwili sposobniejszej:
Czas nareszcie przestać pisać o sztuce. Co innego zapewne mamy teraz w głowie i w sercu. Improwizowaliśmy najśliczniejsze poema narodowego powstania! Życie nasze już jest poezją. Zgiełk oręża i huk dział. Ten odtąd będzie nasz rytm i ta melodia.
A choć słowa te pisał w kilkanaście dni po nocy listopadowej (14 grudnia), nad całością, powstałą w atmosferze gorączkowych przygotowań, unosiła się już idea czynu narodowego.
Nie chodziło Mochnackiemu wcale o zakorzenioną w tradycji umiejętności literatury inwentaryzację zjawisk literackich; zrywał z metodą tak rejestru, jak i „rozbioru”, słusznie uznając tego rodzaju naukę za martwą i bez-pożyteczną. W różnorodnych zjawiskach literackich szukał
szych czasów”, „biblię pseudokiasyków warszawskich” — jak to określił Bar (tamże).