wu rozciągnięta podłużnym, delikatnym pasmem poziomo nad stołem.
Pośrodku stołu stoi już drugi, jeszcze nie tknięty półmisek, na którym ułożono jeden obok drugiego trzy pieczone, niezbyt duże ptaki w brunatnym sosie.
Boy wycofał się, jak zwykle milczący. A... nagle decyduje się oderwać wzrok od nagiej ściany i uważnie ogląda kolejno -oba półmiski — po prawej stronie i przed sobą. Ująwszy odpowiednią łyżkę, nakłada sobie na talerz najmniejszego z trzech ptaków, a potem trochę puree. Następnie bierze półmisek i przestawia go z prawej strony na lewą, duża łyżka pozostała na półmisku.
A... zaczyna na swym talerzu skrupulatnie rozdzielać ptaka na części. Mimo iż obiekt jest mały, postępuje tak, jakby chodziło o pokaz anatomii; odcina kończyny od korpusu w poprzek stawów, oddziela mięso od szkieletu końcem noża, cały czas przytrzymując ptaka, nie za mocno, widelcem, przy czym żadnej z tych czynności nie wykonuje dwukrotnie i nie wygląda na osobę zajętą trudną lub niecodzienną pracą. Co prawda, te ptaki są potrawą często podawaną.
Gdy tylko skończyła jeść, z powrotem unosi pionowo głowę i siedzi nieruchomo, gdy boy sprząta talerze, na których leżą ciemne kostki, a potem zabiera oba półmiski; na jednym z nich pozostał trzeci upieczony ptak, przeznaczony dla Franka.
Jego nakrycie stoi nietknięte, tak jak je ustawiono na początku. Pewnie spóźni się, co zresztą często mu się zdarza, z powodu jakichś trudności na plantacji; nie zrezygno-J, wałby z tego obiadu, gdyby zachorowała żo-^ na czy dziecko.
Choć jest mało prawdopodobne, że gość nadjedzie, A... być może czeka jeszcze w napięciu na odgłos auta, zjeżdżającego po pochyłości od strony głównej drogi. Ale przez okna jadalni, z których co najmniej jedno jest w,półotwarte, nie dochodzi ani pomruk motoru, ani żaden inny odgłos. O tej godzinie dnia przerywa się wszelką pracę, a zwierzęta także milkną w upale.
Narożne okno ma oba skrzydła otwarte, przynajmniej częściowo. Prawe skrzydło jest zaledwie uchylone, tak iż wyraźnie zasłania połowę parapetu. Natomiast lewe, odwrotnie, jest cofnięte do tyłu, w stronę ściany, lecz nie całkiem; w istocie nie wyłamuje się z pionu ramy okiennej. Dzięki temu to okno tworzy trzy płaszczyzny o jednakowej wysokości i mniej więcej równych szerokościach: w środku wylot, niczym nie osłonięty, a po obu jego stronach, części oszklone, składające się z trzech kwadratów. Zarówno pierwsza, jak i dwie pozostałe, odbijają fragmenty tego samego krajobrazu: brukowany dziedziniec i zieloną gęstwinę drzew bananowych.
Szyby są idealnie czyste, w prawej tafli
4* 51