homoseksualna, w którą wpisany jest trud, ryzyko i rezygnacja, staje się tu bardziej uniwersalnym i przekonującym sposobem przedstawienia miłości w ogóle. Łatwo się zgodzić na tę uniwersalizację. Dlaczego jednak nie wszyscy chcą to uznać? Czy wynika to bardziej z zahamowań widzów, czy tez wina leży po stronie twórców, którzy są zbyt mało radykalni, zatrzymują się w pół kroku: uchylają się przed uniwersalizacją, poprzestając na jednostronnej ekspresji emocji? (s. 10).
Cabianka - pisząc o przedstawieniu - diagnozuje ambiwalentną postawę wobec homoseksualizmu prezentowaną także w publicystyce, w tym hagiograficznej, poświęconej Kane.
Pewną wstrzemięźliwość w tym względzie tłumaczy postawa samej pisarki:
Moją jedyną odpowiedzialnością jako pisarza jest mówienie prawdy, jakkolwiek ona miałaby być przykra. Jestem pisarzem, więc dyskusje na mój temat powinny się koncentrować wokół jakości mojej pracy, nie mojego wieku, płci, klasy społecznej, seksualności czy rasy. Nie chcę być reprezentantem żadnej biologicznej czy społecznej grupy, do której należę. Jestem, kim jestem, a nie kimś, kim chcieliby mnie widzieć inni13
Czy ta wypowiedź musi być zobowiązująca? Dla mnie nie jest; uruchamiając lekturę w ramach metodologii gender cńticism, nie mogę pozostawić poza interpretacją seksualności i autobiograficz-ności tekstu i będę do tych kwestii wracać.
Chciałabym jednak zauważyć, że Cabianka trafia w sedno, choć przy okazji obok. Kwestia homoseksualnej estetyki nie może zostać opisanajęzykiem teatrologii, która chce nazywać się „uniwer-salistyczną”. Być może w ogóle opisywanie tej estetyki poza ąueer theory jest skazane na niepowodzenie, przynajmniej na niepełność - kategoryczność tego sądu osłabia tylko postawa samej Kane, która raczej nie pisała z „archipelagu ąueer", uważała się za „pisarza”, nie wykonywała gestu coming out przez sztukę. Gdybym snuła tu opo-
13 Wypowiedź cytowana w programie do inscenizacji Grzegorza Jarzyny; tu cyt. za M. Zaleski, Co się zdarzyło..., dz. cyt.
wieść biograficzną, wychowanie w tradycyjnej rodzinie, bunt, les-bianizm mogłyby przebrać się za „wybór lepszej płci” przez kobietę, mówiącą o sobie „pisarz” w kraju, gdzie tradycja sztuki homoseksualnej jest szczególnie silna, ale kult męskiej wyjątkowości jeszcze silniejszy. Nawet brytyjski feminizm wybiera raczej krytykę społeczeństwa niż manifestację kobiecości.
Cabianka wspomina o społecznej obłudzie, każącej przemilczeć, iż bohaterowie Oczyszczonych, a przede wszystkim idealni odbiorcy, adresaci wpisani w tekst Łaknąć i Psychosis 4.48 to z pewnością nie heteroseksualne małżeństwa. Okiem literaturoznawczy-ni rejestruję oczywisty fakt, iż Łaknąć mówione jest do kobiety, a mówi podmiot kobiecy zakochany i niezbywalnie nieszczęśliwy, podmiot Barthes’owski (powszechny i już popkulturowy zachwyt Fragmentami dyskursu miłosnego też wypiera wiedzę o tym, iż był to dyskurs homoerotyczny); umieranie w Psychozie kieruje się ku kobiecie, która odeszła; to ona staje się punktem odniesienia dla umierania. Chwilami zastępuje ją inna kobieta: lekarka duszy, powiemiczka pacjentki. Nie na przykład Pan Bóg, ojciec, ksiądz albo małżonek.
Cabianka stawia zaledwie pytanie, my jesteśmy wciąż na poziomie rekonstrukcji fenomenu odbioru. I na tym poziomie autorka trafia w sedno. Przykładem hagiograficzny numer „Wysokich Obcasów”, w którym Romanowi Pawłowskiemu udaje się nie zbulwersować zanadto mieszczańskiej publiczności dodatku do „Gazety Wyborczej”. Owszem, wspomina o „romansach z kobietami” i „skandalicznym prowadzeniu się”, a jednak historia zdolnej, może genialnej dziewczyny skręca różnie, bez choćby hipotezy wagi tożsamości seksualnej, skądinąd sugerowanej odpowiednio dobranymi zdjęciami. Nie zamierzam wypełniać tej luki, zajmę się w dalszym ciągu wyłącznie tekstami. Jak jednak czytać, żeby nie zauważyć ich homoseksualnej tematyki? I tu paradoks słusznej uwagi Cabianki: jeśli już trzeba zauważyć, należy uznać, że niesie ona przesłanie uniwersalne. Co znaczy „uniwersalne”, skoro wstydliwie przemilcza się fakty? Co znaczyło „uniwersalne” w Wielkiej Brytanii, która dzieli
211