mulę pisemną. Dlatego nie znał do tej pory i nie rozumiał znaków dodawania, odejmowania czy równości. Dodawał więc bez względu na znaki. j
2. Kiedy wprowadzić 1 + 1 = 2
Przy tej okazji przekonałem się, że Jacek umie dodawać w zakresie kilku liczb pierwszej dziesiątki, i to w oderwaniu od wszelkiego konkretu, w formie czysto abstrakcyjnej. Przypomniało mi się wówczas to miejsce w książce Kiihnela, gdzie pyta: „A więc kiedy wreszcie należy wprowadzić na lekcji zagadnienie: 1 + 1 = 2? Odpowiadając na to pytanie stwierdza, że właściwie nigdy. Wtedy bowiem, kiedy robiła to szkoła tradycyjna, jest na operacje za wcześnie, a wtedy, gdy po długim okresie liczenia przystępujemy do działań, jest już za późno. Wtedy bez metodycznego wprowadzania odpowiedzą dzieci gotowym wynikiem na te i tym podobne zagadnienia. Trzeba im tylko w tym momencie uprzystępnić formułę matematyczną.
Jacek pod wpływem tej rachunkowej książeczki ćwiczył się w dodawaniu, ale już na 15 stronicy wycofał się i wrócił do dawnego sposobu zabawiania się liczbami. Albo to dodawanie zmęczyło go, albo zniechęciły go coraz trudniejsze zestawienlia liczb. Wrócił na pierwszą stronicę i zaczął liczyć przedmioty na obrazkach książki: dzieci, ludzi, zapałki, kółka i inne uwidocznione tam liczmany. Do kolacji doliczył do 1000, a po kolacji jeszcze 55.
3. Przypadki dodawania
Zainteresowanie działaniami, obudzone książką rachunkową, okazało się chwilowe, przejściowe, bo1 rychło ustąpiło miejsca łatwiejszemu i przyjemniejszemu liczeniu. Ale pod wpływem tej książki zaczęły się od czasu do czasu przejawiać coraz to inne działania rachunkowe. ,
Dzieci jedzą kolację. Są pierogi. Jacek liczy swoje pierogi: —■ 1, 2, 3, 4, 5 — i Basi pierogi — 6, 7, 8, 9, 10 — a ponieważ Basia zjadła już 2 pierogi, wskazuje na jej usta i liczy dalej: — 11, 12.
61