80
trwożyły, jak zaczynam lubić je nawet; a do modlitw, do wzniesienia myśli do Boga, wszystkich cnót, jaka wtenczas niechęć, jaka oziębłość, i jaka okropna czczość w duszy. Jak pomyślę
0 zeszłem lecie, o twojej przyjaźni, jak mi się też często łzy z oczu potoczą!”
„Ty mnie zrozumiesz, pojmiesz, ty wiesz jak są słodkie religijne pociechy. O! jak okropna musi być myśl wpadnięcia znowu w sidła światowe, i zostania jedną z tych istot, których od niejakiego czasu nie pojmowałam, i niedorzecznemi znajdowałam. Nie pojmujesz jak sercu bo-łesno widzieć osoby, które mnie najwięcej kochają i które ja kocham, ciągnące mnie do mego nieszczęścia, podług moich wyobrażeń, rwące to, co mi najdroższe, i ścierające wszystko, co mi najmilsze w moich uczuciach.”
Wyjątki te pokazują w całym świetle, ową walkę młodej duszy, co zna i rozumie swoje posłannictwo, a przykuta do ziemi, lęka się świata powabów i jego złudzeń. Znać obawę, co z bijącem sercem, jak trwożny gołąbek, spogląda na wabne kwieciste ustronie, i on strumień w cieniu żywej wody, a lęka się w polocie tu zmordowanem skrzydłem odpocząć, bo przeczuwa sidła niewoli, co ją pozbawią swobody. Zdobywa więc w sobie siłę potrzebną, i choć oczy w ten ułudny zagaj zwraca, leci dalej w swoją drogę!
Na dziesięć miesięcy przed zgonem, ś. p. Karolina Skibicka, jeszcze czerstwa zdrowiem, z uniesieniem opisuje swoje modły w kościele PP. Wizytek w Warszawie.
„A i moja dusza wzniesioną była ku Panu; zdawało mi się żem nie skrępowana do ziemi, do świata; ale że tak jak te dusze wybrane, mogę żyć i nasycać się jedynie Jego miłością. Śliczna muzyka, zwiększała jeszcze moje rozczulenie, łzy gęste puściły mi się z oczu; jakby ciężar jakiś spadał mi z serca, a dusza napawała się tem świętem szczęściem, którego była spragnioną. O! gorące były natenczas moje modlitwy.”
Wkrótce opuścić kraj musiała; zatrważające znaki śmiertelnej choroby, mogły tylko być uleczone południowym klimatem; oznaczona dla tej dziewicy godzina, do zrzucenia powłoki cielesnej
1 powrotu do właściwej jej ojczyzny, zdawała się wybijać, przejmując trwogą i rodzinę i przyjaciół. Ostatnie modły swoje, na rodzinnej ziemi, złożyła u stóp cudownego obrazu Matki Boskiej w Częstochowie.
Przybyła do Paryża aby w nim skonać. Znikł rumieniec z lica, blask życia z oczu: siedziała z różańcem w ręku, prosząc obecnych, aby za nią modły wznosili. Wszystkie środki nauki lekarskiej, na nic się nie przydały; usnęła snem cichym, spokojnym, wieczystym, d. 7 Listopada 1849 r. mając lat 19 (’).
W Maju następnego roku, w przystani Hawru, okręt norwegski czekał w pogotowiu; kapitan i marynarze stali z odkrylemi głowami na pokładzie, małe grono osób, ze łzami na łicacb, z pochylonymi głowy, klęczało na nim, przyjmując zwłoki zmarłej dziewicy. Skończono modły, okręt przewiózł je do Gdańska, ztąd parowy nasz statek Kopernik złożył na Bielanach. Przeniesione do rodzinnego grobu na powązkach, spoczęły na swojej ziemi, obok prochów babki i matki.
(') Urodziła sitj d. 5 Lipca 1830 r na Wołyniu, we wsi Werbie.