Jemu od skroni wiatr włosy odegnał,
Gwiazdy ku niemu migały wesoło,.
On stał na wietrze — a blade miał czoło,
I takićm okiem potaczał w około Jakby konając świat żegnał.
1 z białą twarzą jak posąg nagrobny On patrzał w niebo — a z b61u omdlewał,
A kiedy nocny cbłód co nim powiewał Strzeźwił mu zmysły — on gwiazdom zaśpiewał, A głos miał drżący, żałobny:
«1 nigdyż ciszy nie znajdę dla serca,
Jak Arab w puszczy ku widmu ogrodu Stąpam pragnący w ramiona zawodu, l tracąc wiarę — czyż mam już za młodu Urągać jako bluźnierca ?
Czego się dotknę, w ręka mi się kruszy, Ciemnieję droga kędy stopy zwrócę,
Blednieje gwiazda gdy na nią wzrok rzucę, Zmarłym nadziejom pieśń pogrzebu nucę Z nową nadzieją w mój duszy:
. i • ; . • • i\ i-
I czuję niechęć ku dniowi .białemu,
W ciemnój ustroni samotny usiadam,
1 z tamtąd z jednym tylko Bogiem gadam;
Lżćj mi gdy duszę przed nim wyspowiadam,
A jednak smutj^samemu!
I znowu serce cięży jakfęś brzemię,— -•
Rwę się do świata, samotnośćmię nudzi, — •Tyś śpiewak ludu, więc idź między ludzi,
«0 biedny ptaku! jeśli lot‘cię trudzi • Zlatuj z błękitu na ziemię!*
To ziemia! ziemia—jaki gwar w tym wirze,
A gwar niesforny, a wir ciemny, mętny, Rzucam się w niego miłością namiętny—
Obco w nim jakoś i chłodno; — i smętny Opieram głowę na lirze.
Śpićwać im będę — mam ja pieśń z nieba, Słuchaj mię ludu, słuchajI — gdzież jest rzesza?
3*