nikiem nieprzystosowania uczuciowego.1 Ponieważ Freud i Adler zajmowali się neurotykami, to znaczy ludźmi o niespełnionej woli sensu, jest rzeczą zrozumiałą, że sądzili, iż pobudką ludzkiego działania jest zasada przyjemności bądź dążenie do dominacji. Wola mocy i to, co można nazwać wolą przyjemności, są w istocie substytutami niespełnionej woli sensu. Badania statystyczne wykazują, że wola przyjemności ma zastępczy charakter. Okazało się, że ludzie odwiedzający wiedeński Prater wykazują mniejszy stopień spełnienia woli sensu niż przeciętna populacja Wiednia.2
Normalnie człowiek nie szuka przede wszystkim przyjemności, natomiast przyjemność czy szczęście stanowią skutek uboczny przeżywania samotrans-cendencji egzystencji. Kiedy służymy jakiejś sprawie 3 lub pochłania nas miłość do innej istoty ludzkiej, szczęście zjawia się samo z siebie. Ale wola przyjemności sprzeciwia się samotranscen-dencji bytu ludzkiego, a także unicestwia siebie samą. Przyjemność i szczęście bowiem są produktami ubocznymi. Szczęście musi jakoś pojawić się, nie można za nim gonić. To właśnie pogoń za szczęściem udaremnia je. Im bardziej szczęście czynimy celem, tym bardziej chybiamy owego celu. Jest to najbardziej uderzające w przypadkach nerwic płciowych, takich jak oziębłość czy impotencja. Czynności czy doświadczenie seksualne zostają zdławione do tego stopnia, że stają się przedmiotem uwagi lub celem intencji. To pierwsze nazywam hiperrefleksją, a drugie hipe-rintencją.
Hiperintencję obserwujemy nawet w skali masowej. Pomyślmy o wadze, jaką nadaje opinia publiczna zadowoleniu seksualnemu. Jak wskazywałem gdzie indziej,4 owa postawa rodzi zatroskanie i obawy. Ludzie zajmują się nadmiernie sukcesem seksualnym i dręczą się lękiem o niepowodzenie w tej dziedzinie. Ale lęk sprowadza zwykle właśnie to, czego się boimy. Powstaje więc błędne koło. I to tłumaczy główną masę przypadków dotyczących nerwic płciowych, z jakimi mają do czynienia dzisiejsi psychiatrzy.
Poza owym naciskiem na zadowolenie seksualne i moc, poza ową wolą seksualnej przyjemności i szczęścia też kryje się niezaspokojona wola sensu. Tylko w pustce egzystencjalnej rozrasta się nadmiernie seksualne libido. Rezultatem jest inflacja' seksu, wiążąca się, tak jak inflacja rynkowa, z dewaluacją. Mówiąc dokładniej, seks dewaluuje się w tej mierze, w jakiej się dehuma-nizuje. Seks ludzki jest bowiem zawsze czymś więcej niż tylko seksem.5 A jest czymś więcej
113
Elisabeth S. Lukas, praca doktorska, Uniwersytet Wiedeński, 1970 r.
Elisabeth S. Lukas, dz. cyt.
15 Albert Schweitzer powiedział kiedyś: „Tylko ci wśród was będą naprawdę szczęśliwi, którzy szukali i znaleźli, jak służyć”.
14 Paradoxical Intention and De-reflection: Tu>o Lo-gotherapeutic Techniqv.es, w: Silvano Avieti, Gerard Chrzanowski (wyd.), New Dimensions in Psychiatry, New York 1975.
Czasami seks jest również ’ mniej niż seksem. William Simon i John Henry Gagnon utrzymują, że Freud zszedł na manowce, interpretując seksualność dziecka oczyma dorosłego. „Niebezpiecznie jest przyjmować — piszą autorzy — że ponieważ niektóre zachowania w dzieciństwie wydają się być dorosłemu seksualne, muszą być seksualne.” Rodzice, którzy przyłapują małe dziecko na zabawie organami płciowymi, uznają bez namysłu ową czynność za masturbację, dla dziecka natomiast doświadczenie to może być z powodzeniem aseksualnym doświadczeniem odkrywania ciała („Time”, 28 marca 1969 r.).
8 — Nieuświadomiony Bóg