Boy
Przez prawie cały czas; gdy to robiłem, wstrzymywałem oddech. Znajdowałem się w dzikiej okolicy i ryzykowałem życiem, ale wydawało mi się to czymś najbardziej naturalnym na świecie; miałem wrażenie, że istniejemy tylko ja, mustang i otwarta pustynia.
Nie zaczął wykonywać „baranich skoków". Był zdenerwowany, ale nie skakał. Poprosiłem, żeby zaakceptował wędzidło i zrobił to. Później pracowałem z mm z ziemi, dążąc do założenia mu siodła. Kiedy poczuł jego ciężar oraz lekkie uderzenia strzemion o boki, próbował kilkakrotnie je zrzucić, skacząc przez jakiś czas.
Ale nie przeżył żadnego wstrząsu i nie był zbytnio wystraszony. Poprosiłem go tego dnia o zaakceptowanie sporej liczby nowych dla niego rzeczy, ale zdałem sobie sprawę, że nie będę mógł na nim pojechać, o ile się trochę me odpręży — znajdowałem się daleko od ludzi i nie mogłem liczyć na niczyją pomoc, gdyby zrzucił mnie z grzbietu i gdybym uderzył głową w jeden z licznych kamieni, którymi usiana była ziemia.
Eksperyment zakończył się sukcesem i uznałem, że to na jeden dzień wystarczy. Zdjąłem mu powęz i uwolniłem go. Z trudem mogłem uwierzyć, że udało mi się rozwinąć tak głęboką, osobistą więź z tym dzikim koniem. W okolicy nie było jednak żywej duszy, która byłaby tego świadkiem, a ja wręcz umierałem z ochoty, by komuś o tym opowiedzieć.
Kiedy wróciłem na ranczo Campbella, powiedziałem zatrudnionym tam pomocnikom, czego dokonałem. Podobnie jak mój ojciec zareagowali śmiechem. Widzieli we mnie młodego człowieka, który wymyślił tę historię powodowany nadmiernym entuzjazmem i wynikającą z próżności chęcią wychwalania swych umiejętności.
Byłem zdecydowany wrócić tam w następnym, 1952 roku. Tym razem miałem zamiar dać sobie dzień lub dwa więcej na to, by spraw-