wiedzy, pozwalającej na kwestionowanie poglądów uczących i ocenianie ich jako prawdziwe bądź fałszywe. Wiedzę niezbędną do podważania i krytyki opinii nauczycieli muszą dopiero zdobyć - wiedzę tę można jednak uzyskać, mówiąc w uproszczeniu, tylko przez taką czy inną doktrynę. A gdy doktryny te zostaną przez studentów zintemalizowane, trudno już raczej o krytykę”1.
Jak rozumiem, czy też chcę rozumieć, cytowaną wypowiedź Mitte-rera, nabywanie wiedzy przez studentki polega na indoktrynowaniu się konkretną wizją świata. To, jakim światem zostanie ona zainfekowana, w szczególności jakim rodzajem prawdy stosowanej, decyduje często przypadek prowadzący do wyboru seminarium, na którym zazwyczaj dojrzewa kompetencja badawcza. Bywa, że skłoni ją do tego inspirujący wykład, przeczytana książka, znajomość języka obcego preferowanego na danym seminarium, rekomendacja koleżanki lub inne przygodne przyczyny.
Na danym seminarium stosuje się specyficzne dla danej specjalności pragmatyczne sposoby radzenia sobie z prawdą, specyficzne sposoby legitymizowania prawdziwością wytwarzanych dyskursów historycznych. I tak, inne sposoby aplikowania prawdy obowiązują w opartej na źródłach statystycznych badaniach historyczno-gospodarczych, inne zaś w klasycznej historii politycznej. W rezultacie kształtuje się u uczestników seminarium branżowa kompetencja badawcza.
Kompetencja badawcza to umiejętność legalizowania (legitymizowania) tez w danej specjalności badawczej.
Bywa i tak, że świadomość metodyczna danego adepta lub dojrzałego badacza jest - siłą tradycji danej dyscypliny lub jego temperamentu intelektualnego - więcej niż metodyczna. Zawiera ona uzasadnienia metodologiczne lub nawet epistemologiczne podejmowanych kroków badawczych. Badacz taki nie tylko porusza się myślowo na poziomie przedmiotowym zjawisk przez siebie badanych i nie tylko kontroluje poprawność metodyczną swoich poczynań. Potrafi on także swe poczynania badawcze oglądać z perspektywy poznawczej. Ta ostatnia „monitoruje” to, co badane i jak badane, z uwagi na ogólnie bądź konkretnie rozumiane wartości poznawcze. Wśród nich króluje określona okazjonalna koncepcja prawdy. Badacz taki nie tylko potrafi rozpoznać odmienne strategie badawcze w aspekcie radzenia sobie przez nie z taką bądź inną koncepcją prawdy, ale jest w stanie prowadzić spór interpretacyjny w obrębie dyskursu, który angażuje pojęcia i problemy nieobecne na poziomie metodycznym.
Niezależnie od tego, czy reflektujący nad prawdą ma opisywaną przeze mnie kompetencję do dyskutowania o prawdzie obecnej w dyskursie naukowym czy myśli tylko na poziomie przedmiotowo-metodycznym, każdy uczestnik kultury, w sposób świadomy lub odruchowy, stosuje jakieś rozumienie prawdy, bo jest ono niezbywalną orientacją i fundamentalną wartością, zarówno w prozie codziennych działań, jak i w wielu obszarach kultury, takich, jak nauka, sztuka, polityka, religia, wymiar sprawiedliwości, itd.
W tych sferach kultury w procesie socjalizacji przyswajane są obowiązujące w nich sposoby rozumienia prawdy i jej różnorakie wcielenia. Adept praktyki naukowej ciągnie ze sobą na seminaria i później do profesjonalnej praktyki całą różnorodność jej rozumienia obarczonego mocą oczywistości i etycznymi kontekstami.
Wtedy zaś, gdy edukacja akademicka nie uczula na specyficzną obecność prawdy w dyskursie poznawczym, badacz jest niezdolny do uniezależnienia się od pozanaukowego o niej myślenia.
Dodatkowo zawiłości dyskursu epistemologicznego czy metodologicznego często są niedostępne dla historyka. Podobnie jak zawiłości wielu innych dziedzin wiedzy dla wielu innych skądinąd znakomitych fachowców. Skoro nie dziwi nas nieznajomość tajników epistemologii wśród większości socjologów czy genetyków, to nie powinna dziwić nieznajomość zagadnień teoriopoznawczych wśród historyków. Dlatego też, jak sądzę, kolejne proponowane przez teoretyków historii warianty poznania historycznego wraz z obecnymi w nich sposobami radzenia sobie z prawdą o tyle zostaną uznane za godne uwagi, o ile zostaną one im zaproponowane na poziomie konkretnych badań historycznych. Tych prac historycznych, które korespondują z zastanymi regułami pisarstwa historycznego i lansują niezbyt innowacyjne sposoby „odkrywania” prawdy. Zasadniczo rzecz biorąc, historycy mogą akceptować innowacje wówczas, gdy zdolni są je oswoić w świetle swojego doświadczenia badawczego2. Jest bowiem tak, że tylko nieliczni historycy to-
J. Mitterer, Ucieczka z dowolności, przeł. A. Zeidler-Janiszewska, Oficyna Naukowa.
Warszawa. 2004, s. 53.
m Bywa często, że historycy przyzwalają na obecność „nowości" via opinie wpływowych przedstawicieli wspólnoty naukowej. Nie zawsze są nimi autorytety merytoryczne, bywa, że są nimi osoby dysponujące dobrami cenionymi w korporacji (praca, granty, awanse...).