uraza - post> bajram - święto) lub Ramadan-Bajram na przykład na Kaukazie i w Turcji lub Id Al Fitr (arab. święto przerwania postu) w krajach arabskich.
*
Na Uraza-Bajram wyruszamy w góry, zapakowaną po brzegi marszrutką, która ledwie wspina się po górskich serpentynach.
- To Czirkejska GES (gidro-elektro-stancja, czyli hydroelektrownia). Piękna, prawda? - zagaduje współpasażerka, gdy jedziemy wzdłuż największego w Dagestanie sztucznego jeziora o skalistych brzegach i lazurowym kolorze. Trudno oprzeć się wrażeniu, że zalano tu nie tyle górską dolinę, co ogromnych rozmiarów wysypisko śmieci... Lazurowa powierzchnia znika pod kołdrą z butelek po oranżadzie i oleju, worków foliowych i kartonów.
- To drugi najgłębszy kanion na świecie! Po tym w Kolorado!
- Szkoda, że taki brudny... - komentujemy.
- Dlaczego brudny? A... śmieci, no tak...
Nikogo poza nami zdaje się nie bulwersować zaśmiecone jezioro czy kolejne mijane doliny i wąwozy „ukraszone” zwałką. To jest już przecież „poza”. Poza wsią. Poza domem. Nie stanowi również problemu wyrzucenie przez okno papierka po batonie. (Ale broń Boże teraz! Teraz, przynajmniej otwarcie, jeść w ciągu dnia nie można). Dagestańczycy zdają się też nie widzieć morza śmieci w uwielbianych przez wszystkich miejscach piknikowych, gdzie, delektując się szaszłykami i panoramą, potykają się o plastykowe butelki i skórki po arbuzach. Ekologia to, obok demokracji, kolejne słowo, które pozostało na kaukaskim gruncie tylko słowem. Przyzwyczajenie? Wychowanie? Czy też odmienne postrzeganie brudu i porządku?
*
W centrum regionu, wsi Agwali, odbiera nas Magomed, do którego wprosił nas znajomy, jego daleki kuzyn.
- Szybciej, szybciej - Aiszat pogania męża, który ledwie wyrabia się na zakrętach na górskich serpentynach. Razem z Magomedem, jego żoną i synem jedziemy dalej w góry.
Przy skrętach w lewo przytrzymujemy roladę, która o mały włos
wylądowałaby na garniturze kierowcy. Po jakimś czasie nabieramy wprawy w tej gimnastyce.
- Jeszcze tylko piętnaście minut do zachodu! Jak nie zdążymy, to trzeba będzie wracać!
- ???
- No taki zwyczaj, że na święto trzeba zostać w tym rejonie, gdzie zastał cię zmrok. I też biednym z tego regionu trzeba rozdawać zakat -al-fitr (specjalna jałmużna rozdawana w dniu zakończenia postu).
- Byle do przełęczy dojechać. Tam już drugi rejon.
Ledwie się wyrabiamy. Tuż po zmroku docieramy do Kwanady, górskiej wsi w rejonie cumadyńskim, znanej ze swej awanturniczej postawy wobec wszelkich instytucji państwowych. Zatrzymujemy się w starym, kamiennym domu, u Magomeda i Aiszat.
- Księżyca nie było widać! - oznajmia Magomed, wracając późnym wieczorem do domu.
- ???
- No to nie będzie jutro święta - tłumaczy Aiszat, widząc nasze zdziwione miny. Okazuje się, że aby zakończyć post, trzeba ujrzeć pierwsze pojawienie się księżyca po nowiu. W tym celu grupa najbardziej szanowanych mężczyzn ze wsi wybrała się na pobliską górę. Na zachmurzonym niebie księżyca nie zobaczyli, imam zdecydował więc, że święto jeszcze jutro się nie rozpocznie.
*
- Nasi wahhabici już dziś świętują - mówi Magomed, wracając z porannego namazu. Zamiast szukać księżyca, zadzwonili do Arabii Saudyjskiej i zsynchronizowali swoje święto z nimi.
- Oni zawsze muszą inaczej, ale... dobrze się składa. Idźcie jeść do wahhabitów - wpada na pomysł Aiszat. - My jeszcze dziś mamy post (a gościom mimo wszystko niezręcznie nie dać jeść). - Nie bójcie się, to nasi wahhabici, dobrzy ludzie - rzuca Aiszat, pokazując nam, gdzie iść.
Lokalni salafici, zwani jak w całym Dagestanie „wahhabitami”, niewiele mówią, niechętnie się fotografują. W Kwanadzie są bezpieczni. Żyją w zgodzie z „tradycjonalistami”, którzy kryją ich przed
143