tronomicznych. A dawało to przecież całej wpływowej kaście wieszczków niezłe utrzymanie. Otóż taka pośrednia dyskredytacja urzędowych komentatorów znaków niebieskich, zapytywanych o przyszłość zarówno w czasie pokoju, jak i — co ważniejsza — podczas wyprawy wojennej, nadszarpnęła tra-dycyjną religię nawet w o wiele większym stopniu, niż to leżało w zamiarach sofistów. „Sofiści bowiem nie byli jako tacy wrogami religii” 18. Przyjęli jeno za swoje życiowe zadanie powoływanie wszystkich urządzeń społecznych przed trybunał rozumu — nie czyniąc z ojczystej wiary wyjątku. Negowanie wpływu zjawisk atmosferycznych i gwiazd na losy społeczeństwa wypływało u nich z braku dowodów, zaś przyjmowanie udziału hipotetycznego „palca bożego” we wszystkich ciemnych nieraz machinacjach politycznych kłóciło się z ich poczuciem sprawiedliwości i sensem historii. A w ten sposób poruszyli prawie niechcący przeciwko sobie wpływową kastę urzędowych prognostyków z potężnym inspiratorem ustawy o bezbożności Diopej-thesem na czele. Ludzie zachowawczy, szczerze przywiązani do starej wiary, jak piewca dawnej tężyzny, poeta komiczny Ary-stofanes oraz zabobonny a chwiejny wódz ateński Nikiasz, szli dopiero w drugiej linii ataku na wątpiących.
Nie wdawano się tu w żadne subtelności, np. tego rodzaju, że Protagoras powstrzymy-
18 M.P. Nilsson, cyt. wyd., t. I, s. 76§.
wał się tylko od wypowiedzi w kwestii istnienia bogów, a to z racji niejasności przedmiotu i krótkości ludzkiego życia; że inny sofista, Trazymach, powątpiewał jedynie w boską opatrzność wobec faktów oczywistego, a bezprawnego gwałcenia przez wielu sprawiedliwości; że Sokrates snuł swe bardzo niemiłe dla groszorobów wywody uliczne w poczuciu misji włożonej nań przez Apollina. Potępiano ich w czambuł jako niebezpieczne elementy antyreligijne, uznano za wywrotowców, i w ten sposób wyrządzono religii greckiej niedźwiedzią przysługę. Żadnej zresztą wierze fanatycy nigdy się dobrze nie przysłużyli. Oswajano w ten sposób społeczeństwo z myślą o bezbożnictwie, co było czymś znacznie bardziej radykalnym, niż leżało to w intencjach samych „mędrców”.
Podział między obrońcami starej wiary a jej przeciwnikami w Atenach doby klasycznej przebiegał ostro i wręcz paradygma-tycznie dla marksistowskiej tezy o walce klasowej, leżącej u podłoża wszelkich starć ideologicznych. Z jednej bowiem strony mamy zorganizowaną i właściwie jedyną w starożytnej Grecji wobec braku zawodowego kapłaństwa klasę społeczną żyjącą z religii, z drugiej zaś — „przyrodników” dyskutujących nad mechanizmem zjawisk niebieskich pospołu z „mędrcami” pragnącymi przeorganizować współżycie ludzi na zasadach rozumu — z wyłączeniem opatrznościowej i kapryśnej łaski bogów oraz rzekomej wyższej konieczności.
105