8# BUNT W TREBLINCE
— Ci Niemcy kompletnie powariowali. Wyobraźcie sobie, że rozkazał nam budować klatki dla zwierząt do ogrodu zoologicznego.
Nie wierzyłem swoim uszom.
— Po co tutaj ogród zoologiczny? Komu on jest potrzebny? Ty się chyba przesłyszałeś. Ksiądz mi przerwał:
— „Kacap”, wiem, co mówię. Oni tu robią ogród zoologiczny. Przywieźli nie wiadomo skąd dwa pawie, sarenkę i lisy.
Przerwałem mu:
— Jeżeli prawdą jest to, co mówisz, to te skurwysyny chcą tu stworzyć iluzję idyllicznego zakątka. Teraz rozumiem, dlaczego esesman Sidow kazał nam okopywać ziemię naokoło baraków i sadzić tam kwiaty. Jeszcze nam moit sprowadzą karuzelę i zamienią naszą fabrykę śmierci w lunapark.
Z końca naszej pryczy wyłoniła się wysoka postać profesora Meringa Schylając głowę, aby nie uderzyć o belkę podtrzymującą dach baraku, zbliż)! się do nas. Podsunąłem mu składane krzesełko, na którym usiadł. Popatrzy! na mnie zza okularów i tak jak niegdyś na swoich wykładach w wypełnionej uczniami klasie powiedział:
— Chcę was zapoznać z mentalnością narodu niemieckiego.
Przerwałem mu ze śmiechem:
— Nas chce pan profesor z Niemcami zapoznawać. My, niestety, znam; ich na wylot.
— Nie, to nie jest tak, jak ci się „Kacap” zdaje. To się może tutaj wydawał dziwne, ale Niemcy są z natury sentymentalni. Przy całym swoim okrucień stwie lubują się w wyhaftowanych przez swoje Gretchen, zawieszonych na ścianach sentencjach. Niemieckie mieszkania są pełne zawieszonych przysłów, szlachetnych i wzniosłych. Nad ich splugawionymi łożami wiszą aforyzm) o Bogu i o miłości bliźniego. Najlepiej obrazują ich charakter bajki dla dzied pełne okrucieństwa i grozy.
Ksiądz przerwał wywody Meringa:
— Ja znam Niemców lepiej od was wszystkich. Żyłem wśród nich prze wiele lat i nie mogę do dziś pojąć, że ci Niemcy, których ja znałem, są zdolni do tego, co się tutaj dzieje. Tłumaczę to sobie tym, że my jesteśmy tutaj otoczeni prymitywnymi członkami tego narodu.
Mering mu przerwał:
— Masz rację, my tutaj jesteśmy wśród małych morderców. Ci, którzy nas tutaj dozorują, nie stworzyli tej fabryki śmierci ani jej nie zaplanowali. Toni: tacy jak Sidow, ze swoim szczątkowym mózgiem alkoholika, albo „Lalka’, potrafili zaprojektować ten sprawnie funkcjonujący obóz z komorami gazowy mi. Ci, którzy to wszystko stworzyli, to ludzie z wyższym wykształceniem. 0-którzy to projektowali, mieli dokładne dane o tym, co się tutaj ma dziać. Oni są stokrotnie gorszymi mordercami niż ci, co nas tutaj otaczają. Oni to z zimną krwią projektowali na swoich deskach kreślarskich. Ich zbrodnicze ręce nie drgnęły nawet przy kreśleniu planu zagłady narodu żydowskiego.
Na tym rozmowa się urwała. O dziewiątej zgasły światła w baraku. Pogrążyliśmy się w niespokojnym śnie. Minęła jeszcze jedna noc w obozie.
Nazajutrz, tak jak zwykle, wyszedłem z moim komando „Tamung” do pracy w lesie. Byliśmy otoczeni przez siedmiu wachmanów i esesmana Sidowa. W lesie Sidow kazał nam szukać dzikich zwierząt. Nie rozumieliśmy znaczenia tego rozkazu. Gdy szukaliśmy w przerzedzonym lesie żywych stworzeń, Sidow wypatrzył na drzewie zbudzoną z zimowego snu wiewiórkę. Kazał nam ją gonić. Ukraińskim wachmanom kazał się trochę oddalić. Goniliśmy przestraszone stworzenie. Wiewiórka wspięła się na sam szczyt samotnego drzewa. Sidow rozkazał mi wdrapać się na nie. Niechętnie wypełniłem rozkaz. Z każdą chwilą mojej wspinaczki byłem coraz bliżej gryzonia. Z dołu przypatrywał się moim wyczynom Sidow z nabiegłymi krwią oczyma, Ukraińcy i smutne oczy moich towarzyszy. Zwierzątko oddalone było ode mnie na długość wyciągniętej ręki. Spoglądało na mnie wylęknionymi, błyszczącymi ślepiami. Nie miałem sumienia jej złapać. Była dla mnie symbolem wolności. Zsunąłem się z drzewa bez ofiary. Rozwścieczony Sidow wymierzył mi na miejscu dwadzieścia batów w tyłek. Po paru dniach poczułem, że dawne rany znów podchodzą mi ropą. Po krótkim czasie w części gospodarczej obozu powstał mały ogród zoologiczny.
Na początku wiosny coraz mniej było pracy przy sortowaniu odzieży. Grupa kapo Zelo Blocha48, który był przed wojną oficerem czeskim w randze kapitana, i jego vorarbeitera Wolfa, również Czecha, zakończyła sortowanie odzieży. Wszystko było posortowane, ułożone w baraku i czekało na przybycie pociągu z pustymi wagonami. Każda paczka zawierała po dziesięć par spodni albo matynarek, albo palt etc. Zadaniem każdego kapo było prowadzenie ewidencji rzeczy znajdujących się w jego baraku. Zapisywał on liczbę i rodzaj paczek. Niemcy znali dokładną liczbę posortowanych rzeczy w każdym magazynie. Gdy nadszedł pociąg z pustymi wagonami i rozpoczęło się ładowanie, esesman stwierdził, że według ich spisu brak wielu paczek. Kapo Zelo bronił się przed zarzutami, tłumacząc, że paczki prawdopodobnie rozsypały się w baraku, zostały powtórnie związane i omyłkowo zapisane ponownie. Niemcy nie pozwolili sobie wytłumaczyć zaszłej pomyłki. Towar musiał się znaleźć, nieważne dla nich było, skąd go wytrzaśniemy.
w Zelo Bloch —jeden z przywódców konspiracji obozowej.