ROZDZIAŁ XI
Tak się złożyło, że w dzień ślubu Stasi aż dwa okręty zawinęło do Swiftu z ograniczonym czasem postoju, więc nawał nie cierpiącej zwłoki pracy nie pozwolił Zygmuntowi być obecnym na pierwszych dwóch aktach ceremoniału. Wyrwał się z fabryki dopiero o 7-ej wieczór.
Lecz Domki z dziećmi już nie zastał w domu. Podwórka strzegła sąsiadka Jewdocha, a domownicy wyjechali na wesele. W lepiance swej znalazł posiłek jeszcze ciepły, wyczyszczone i odprasowane ubranie i kartkę od żony, zawiadamiającą go o tym, iż nie wiedząc kiedy powróci z fabryki, odjeżdża na wesele z Saharynką.
Przekąsił trochę, ubrał się i odjechał. Wiedział z góry, że poza gospodarzami i Sadowskim pijaczyną życzliwych sobie ludzi na weselu nie znajdzie, lecz chciał już dopełnić obowiązku.
Uczta miała się odbyć u Czecha na Nueva Yorku. Już dziesiąta się zbliżała, gdy tam zajechał. Gości już było pełno, lecz jeszcze czekali na młodych, którzy wyjechali w towarzystwie drużby na spacer taksówkami.
Bogato i wesoło było w salonie. Ustawione w trzy rzędy stoły pokrywała śnieżna biel obrusów, na niej rozpierały się pyszne bukiety kwiatów, stały niezliczone butelki pierwszorzędnych napojów i czekały na spożycie półmiski wędlin i kiełbas. Bawiący na pustej części sali goście wyglądali czerstwo i dostatnio. Mężczyźni mieli czerstwe, ogolone twarze i eleganckie, dopasowane ubrania. Kobiety były gładkie, w jedwabiu, bransoletach i koralach.
Znany ogółowi Makar harmonista w asyście młodocianego skrzypka witał przybywających chwackim marszem i zbierał napiwek.
Felek wybiegł ojcu na spotkanie. Dubowik rzucił muzykantom dwa pezy, ucałował syna i po krótkiej rozmowie z żoną, znalazłszy wolne miejsce przy ścianie, siadł zapalając papierosa. Bolały go trochę ramiona od całodziennego noszenia wołów skostniałych, lecz w duchu miał pogodę. Palił i rozglądał się po sali.
Obecni byli Michaś Ananka, Jermak Kurno-sow, Mićka Kaszałapy i wielu innych z ich koła. Ale większości mężczyzn wcale nie znał. Wśród kobiet jeszcze mniej miał znajomych. Przeglądając je doznał wrażenia, że Domka jest przystojniejszą od wszystkich znajdujących się na sali kobiet. Potwierdzały to goniące za nią chciwe spojrzenia wielu mężczyzn. Domka zdawała się nie spostrzegać tego, lecz z wyrazu pogodnej twarzy i trzymania się na widoku gości można było wnioskować, że wie o tym i nie jest na to obojętna.
Rolę gospodarzy pełnili Suszyccy, ograniczając się jednak do witania gości, gdyż kolacja zamówiona była z obsługą.
Niebawem zjawili się młodzi ze świtą. Druż-bowała im sama „śmietana”: Makryca z Mić-kiem apuntadorem i córki właściciela restauracji w Ensenadzie. Staśka była w wianku i w we-loniku do pasa, reszta miała kwiaty u piersi.
W parę minut wszyscy już byli przy stołach. Rodzina Dubowików z woli państwa młodych zajęła miejsce naprzeciwko drużby. Goście spo-