26
tury przez masy o leniwych umysłach, które nie potrzebują jej, gdyż znajdują się w stanie alteracji. Z umiarkowanym pesymizmem patrzył na przyszłość świata Florian Znaniecki. Po swoim udziale w badaniach mających na celu stwierdzenie „Czy i o ile istniejące w Ameryce systemy wychowawcze przygotowują należycie młodzież do coraz szybszej zmienności, jaka cechuje cywilizację współczesną?” stwierdził on w 1934 roku, że współcześni mu ludzie nie tylko nie znajdą dla siebie miejsca w nadciągającej cywilizacji, ale i nie są zdolni do udziału w jej tworzeniu.
/Wysunął tak wiele wymagań wobec właściwości osób, które mogłyby poradzić sobie z tymi nowymi warunkami i czynnie je współtworzyć, że gdyby oprzeć się na jego typologii, można by sądzić, że tylko „zboczeńcy i ponadnormalni” mogą mieć przyszłość zastępując przedmiotowych, gdyż f zależnych od stawianych im zadań, typów ludzi stanowiących fundament * cywilizacji przedmiotów, a więc ludzi „dobrze wychowanych”, „pracy” lub „zabawy”36. Były to prognozy zadziwiająco trafne w stosunku do owych czasów. Odpowiadające też ówczesnej wiedzy psychologicznej, która nie doceniała dynamiki zmian osobowości człowieka i, co wówczas było nie do pomyślenia, możliwości pojawienia się „mas” wykształconych i twórczych.
Można więc było od wielu dziesięcioleci dostrzegać symptomy pro- C dromalng choroby cywilizacyjnej. Dopiero jednak w latach sześćdziesiątych dało się wyraźnie odczuć, że właściwa jej kultura rzeczywiście słabnie. Okazuje się, że nie było to spowodowane tylko anihilacją jej przez masy ciemnych ludzi, ani brakiem zdolności adaptacyjnej ludzi do zachodzących w świecie zmian. Sprawa okazała się bardziej złożona, gdyż, 1 2
wbrew oczekiwaniom, „masy” nie odegrały wyłącznie przypisanej im roli3. Kierowano nimi, ale też nie były one tylko narzędziem, ponieważ nie dało się ich w pełni kontrolować. Wykorzystywane, jako siła napędowa modyfikacji historii, po każdej ostrej zmianie, wymuszały raczej dryf niż realizację precyzyjnie nakreślanych zadań. Także osobowość ludzi nie okazała się tak sztywna”, jak przypuszczano.
Trafne są powyższe komentarze czy też niezbyt trafne, faktem pozostaje, że kultura rzeczywiście przestała spełniać, tak skutecznie jak dawniej, swoje podstawowe funkcje inspiracyjne, kontrolujące i nauczające, a sytuacja świata przecież na tyle skomplikowała się, że koniecznością stało się rozumienie tego, co się dzieje, aby możliwe było podejmowanie działań wyprzedzających kryzysy4. Losy ludzkości niebezpiecznie wymykały się spod czyjejkolwiek kontroli. Słabły szanse powstrzymania skutków przestępczego braku wyobraźni wodzów ideowych kolektywów. Budziło zgrozę, że pokolenie dwóch wojen światowych zdawało się nie wyciągać żadnych wniosków ze swoich doświadczeń. Przecież jeszcze nie minął wstrząs holocaustu, gdy już pojawiły się ekscesy antysemickie. Sądzono, że po atomowej śmierci Hiroszimy raz na zawsze skończą - się zbrojenia atomowe, a tymczasem z roku na rok coraz bardziej realnie zaczęła grozić zagłada atomowa. Nie tylko Mao Tse Tung akceptował ' możliwość, że w wypadku konfliktu atomowego zginie trzy czwarte populacji, pozostawiając reszcie puste pole do uprawy lepszego społeczeństwa.
Skłonny jestem sądzić, że nasilająca się wówczas wśród wielu ludzi myślących i zaangażowanych w losy świata samobójcza fascynacja „realnym socjalizmem” była właśnie wynikiem przekonania o zbliżającym się upadku świata, w którym żyli i obawa przed chaosem i decywilizacją. Uwierzono w złudzenie, że jedyny obecny na scenie awangardy zmian, „młody, a prężny” Związek Radziecki, mimo „trudności rozwojowych”, jest też jedynym gwarantem odnowy świata. Godzili się na te „trudności” i starali się o wielu strasznych ich aspektach nie wiedzieć, gdyż nie wi-
36 Por. F. Znaniecki, Ludzie teraźniejsi a cywilizacja przyszłości, Warszawa, PWN,
1974. Dodam tu, wyprzedzając tekst, że zawarta w tej rozprawie typologia może być uważana za trafne rozpoznanie sytuacji w pierwszej połowie XX wieku. Jej podstawą było zróżnicowanie zadań stawianych ludziom „normalnym”, to znaczy podejmujących je i realizujących. Jej odpowiednikiem na drugą połowę tego wieku jest prezentowana w niniejszej pracy typologia wyróżniająca: nowych indywidualistów, fundamentalistów
sytuacjonistów, a więc ludzi, którzy żyją w warunkach braku nadawanych im z zewnątrz zadań, zmuszonych tym samym do tego, aby albo je tworzyć, albo wycofać się psychicznie do poprzedniej epoki, albo też ograniczyć się do powielania sytuacyjnie uformowanych skryptów, spełniając się (przepraszam za złośliwość), w roli wyjściowych modeli człowieka współczesnej psychologii poznawczej.
Nie mylić z pojęciem kultury masowej.
Przypomnę tu próby intelektualistów skupionych w „Klubie Rzymskim** czy bliższe nam działania „Konwersatorium Doświadczenie i Przyszłość”, którego znakomicie opracowane i trafne trzy scenariusze do każdej sytuacji nigdy nie zostały wykorzystane.