dowódca operacji, porucznik Brewster, nic sobie z tego wszystkiego nie robił i najspokojniej spał, gdyż przez 48 godzin nie odpoczywał, pomagając Larsenowi w nawigacji.
Larsen udał się z oficerem do kabiny; Niemiec nie darował żadnemu papierkowi. Gdy wreszcie przejrzał wszystkie dokumenty, zaczęła się rozmowa, a raczej monolog, gdyż Larsen nie był zbyt rozmowny.
— A więc był pan niedawno w Kristiansund? — zapytał. — A czy zna tam pan kapitana portu — Ormanna? Pochodzimy z tego samego miasta. Or-mann nie wspominał o mnie? Nie? To proszę przypomnieć mu przy okazji nasze spotkanie.
Larsen siedział jak na szpilkach, Niemiec gadał i gadał. Gdy skończył opowiadać o Ormannie, przeszedł do bardziej ogólnych tematów i zaczął ubolewać, że Niemcy, którzy są przecież braćmi Norwegów, muszą ich bronić przed angielską agresją. No, ale Anglia przegra wojnę i wtedy wszystko ułoży się jak najlepiej.
Załoga „Arthura” na pokładzie i płetwonurkowie w ukryciu coraz bardziej denerwowali się; inspekcja trwała zbyt długo. Czyżby były jakieś podejrzenia?
Wreszcie Larsen wraz z uśmiechniętym oficerem niemieckim pokazali się na pokładzie. Ładownia była otwarta dla inspekcji, rozpruto również kilka worków z torfem, aby Niemiec mógł sprawdzić ich zawartość. Ale on ledwie spojrzał na nie, pożegnał się z Larsenem i przeszedł na swój statek.
ATAKU NIE BĘDZIE
Nurkowie wyszli na pokład dopiero po zapadnięciu zmroku. „Arthur” zdążał teraz do celu — coraz bliżej „Tirpitza”. Na wysokości Trondheim Anglicy zaczęli powoli ubierać się, gdyż już wkrótce trzeba będzie „osiodłać” torpedy i popłynąć do ataku.
Tymczasem pogoda znowu się psuła. Szła coraz większa fala i „Arthur” kołysał się jak łupina. Na szczęście Trondheim nie był zaciemniony i przy pomocy jego świateł płetwonurkowie mogli prowadzić nawigację.
Podczas wkładania skafandrów płetwonurkowie usłyszeli głuche uderzenie o kadłub statku. Co to było? Ale nie było czasu na zastanawianie się; nikt zresztą nie chciał wyrażać zasadniczych wątpliwości.
Ponieważ morze było coraz bardziej burzliwe, Brewster i Larsen zastanawiali się czy nie odłożyć ataku o jedną dobę. Jednakże ich pobyt w pobliżu „Tirpitza” mógł wzbudzić podejrzenia. Zresztą w Asenfjord, gdzie stał „Tirpitz”, nie groziła torpedom duża fala, gdyż fiord ten był dobrze osłonięty.
Właśnie Brewster włożył już skafander, gdy znowu rozległ się odgłos uderzenia o kadłub. Ale tym razem było to uderzenie silniejsze niż tamte. Po chwili nastąpiło nowe, w śrubę. Statek zakołysał się. Teraz nikt już nie wątpił, że przyczyną uderzeń by ła torpeda, która musiała się zerwać z przytrzymujących ją uchwytów. No, ale była jeszcze jedna tor-
35