Strona 3
■jjflHfriu przesłuchania świadka Pawia PUSZKI z dnia 2S czerwca ?Qi4 r.
podania dań przy dużej liczbie gości, bo nikt nie weźmie na raz 10 talerzy. Łukasz zrobił taką specjalną otoczką wokół swoich gości. Gdy przychodzili mógł być i 10 razy pod rząd w pracy - nie miałem wątpliwości, że chciał ich zatrzymać tylko dla siebie. Gości segregował według rachunków: dziesiątki złotych, setki i goście milionowi lub według nazwisk. Bywało, że można się było spodziewać niższego rachunku, ale niektórzy goście byli warci jego uwagi. Trzy czwarte gości spraszał na telefon. Jakoś tak potrafił ich zachęcić, że oni przyjeżdżali. Jakiś pomysł musiał mieć. Wywodził się z Lemongrassa i potrafił skracać dystans z gośćmi w sposób dla mnie niedopuszczalny. Aon to lubił. Szybko przechodził z gośćmi na „ty", potrafił na zakończenie imprezy wypić z nimi kielicha. Ja nigdy nie wypiłem w pracy alkoholu. Łukasz potrafił przywitać ministra słowami „zajebiście wyglądasz", a oni po prostu mu na to pozwalali, jak koledze. Rozmawiali z nim o sprawach domowych, prywatnych. Łukasz bywał arogancki, wyrachowany w tym co robił. Ostentacyjnie powiedział, że kolegów mieć nie musi, na wódkę może chodzić z bratem, ale musi mieć w Warszawie mieszkanie. Był bardzo pewny siebie, przebojowo robił swoje i na bardzo wiele mógł sobie pozwolić wobec gości. Robert Sowa zawsze był szefem i tak należało i należy go traktować -bez spoufalania. Natomiast w pewnym momencie dał mu VIP Roomy do prowadzenia. Łukasz przyszedł do nas do pracy z „OLE" na PI. Trzech Krzyży w Warszawie. Nie wiem, czy to co Łukasz robił pomiędzy Lemongrassem a OLE jest udokumentowane. Z tego co wiem Lemongrass upadł, bo Łukoil awansował właściciela, a Łukasz został bez pracy. 0 ile wiem próbował robić coś poza gastronomią, ale to się nie udało i do gastronomii wrócił. W restauracji „Sowa i Przyjaciele" zastąpił Łukasza Birka, który awansował na menadżera całej restauracji, a wcześniej był zmianowym jak ja i VIPy robiliśmy na zmianę. Z czasem wzięcie salek VIP o każdej porze, od śniadań po nocne libacje - za przyczyną Łukasza - było takie, że pozostawiono je w zasadzie wyłącznie w jego gestii. To on decydował co w tej salce ma stać, jakie meble, jaki gość w której salce ma siedzieć. Potrafił znaleźć gości z pieniędzmi, którzy potrafili je wydać na najwyższej jakości towary, np. wino po około 2000 zł za butelkę. Z pewnością byli to ludzie, którzy płacili świadomie za luksusowe produkty. Spotykałem się z opiniami jego klientów, że przychodzą wyłącznie dla Łukasza, nie dla Sowy czy dobrego jedzenia.
Wiem, że Łukasz ma dwóch braci, ale nie znam żadnego z nich - jednego widziałem
dosłownie przez chwilę i nie pamiętam, który to był. -
Eiltanjg: czy był pan w pracy w dniach 17 lipca 2013 roki i 6 lutego 2014 roku?
Odpowiedź: tak, 17 lipca 2013 roku byłem w pracy. Natomiast w lutym 2014 roku nje' byłem już pracownikiem „Sowy i Przyjaciół*. Mogłem w tym czasie być w Restauracji, ■e już nie jako pracownik a wyłącznie towarzysko.