Piotr przytulił się do niej mocno i patrzał na wielkie, jasne krople płynące jej po policzkach.
— W niebie? Tam gdzie jest dobry Bóg? — pytał. — Czy on tam na zawsze już musi pozostać? Czy nie będziemy mogli zabrać go stamtąd?
— Nie, o, już nie — mówiła babcia wygładzając kartkę telegramu leżącą na kolanach — nie, Pan Bóg chce go mieć zawsze u siebie.
Piotrowi nie bardzo to się podobało. O ile idzie o niego, to przez jakiś czas mógłby Jurek tam pobyć, ale zawsze?
— On nie może zostać tam na zawsze — broniła się też Urszula. — Bo ja nie mogłabym go już więcej wozić na wózku. Babciu, już wiem! Jeśli się dobrze pomodlę, to dobry Pan Bóg odeśle go nam z powrotem.
Babcia smutnie potrząsnęła głową.
— To będę się modliła, żeby Pan Bóg dał mi innego braciszka — pocieszyła się Urszula.
Ta myśl spodobała się i Piotrowi. On zrobi to samo... jeśli kochany Pan Bóg tak bardzo chce zatrzymać u siebie Jurka!
Po paru dniach przybyli rodzice, by odebrać dzieci. Mama była blada i wyglądała inaczej niż przedtem. Miała na sobie czarne ubranie. A ojciec był taki cichy! Nie bawił się w ogóle z nimi.
W domu, w pokoju, w którym stało łóżko Jurka, było cicho i pusto. Piotr nie wiedział, z kim ma się bawić. Jurek był zawsze jego konikiem. Można mu było założyć lejce, krzyknąć: wio! wio! — i zaraz zaczynał podskakiwać na swoich grubych nóżkach, a czasem biegł nawet na czwórakach i pokrzykiwał z zadowolenia.
Piotr siedział sam na schodach przy domu, gdy nadszedł Fredek Kierski, który stanął przy szopie na deski, włożył ręce w kieszenie od spodni i powiedział :
— Wiesz, gdzie jest wasz Jurek?
— W niebie, u Pana Boga!
Fredek stuknął się w czoło.
— I ty w to wierzysz?
— Moja mama tak mi powiedziała, a ona wie dobrze — bronił się Piotr.
— Ja wiem lepiej! Chcesz, to ci pokażę. Chodź ze mną!
Wziął Piotra mocno za rękę i pobiegli ulicą Kościelną, potem wzdłuż muru ogrodu sędziego, i znaleźli się na cmentarzu, gdzie było tyle grobów. Fredek zatrzymał się przy jednym nasypie, na którym leżały różnobarwne wieńce.
7