mogą być ludzie, a zwłaszcza jej towarzysze zabaw. Była od nich starsza i bardziej wyrozumiała, co w świecie Ików stanowiło jeszcze jeden dowód szaleństwa. Co gorsza, uważała, że rodzice są po to, aby kochać, aby zarówno dawać, jak i brać miłość. Ale jej rodzice nie byli fantastami. Mieli dwoje innych, normalnych dzieci, chłopca i dziewczynkę, toteż po prostu nie zwracali na Edapę uwagi z wyjątkiem chwil, kiedy przynosiła im skradzioną gdzieś żywność. Tę oczywiście natychmiast chwytali. Ale kiedy przychodziła prosić o schronienie, wypędzali ją z chaty, a kiedy przychodziła, bo była głodna, śmiali się owym specyficznym śmiechem Ików — jakby ogromnie ich ubawiła.
Po części z powodu obłędu, po części dlatego, że i tak była już na pół martwa, Edapa miała coraz bardziej zwolnione reakcje. Kiedy udało jej się znaleźć coś do jedzenia — skórkę owocu, łupinki, kawałek kości, nadgryzione jagody, cokolwiek — trzymała ten skarb na dłoni obserwując go z zachwytem i wyobrażając sobie jego smak, nim zaczynała jeść. Towarzysze zabaw szybko to zauważyli i śledzili ją, gdy błąkała się po okolicy, a nawet podrzucali jej okruchy żywności i patrzyli, jak jej wychudzona twarzyczka marszczy się w uśmiechu na widok pożywienia i jak dziewczynka rozkoszuje się z góry smakiem tego, co trzyma w ręce. Po czym, kiedy podnosiła rękę do ust, rzucali się na nią ze śmiechem i z okrzykami radości, bili ją bezlitośnie po głowie i odchodzili. Ale nie to stało się przyczyną jej śmierci. Zacząłem ją dożywiać, co było prawdopodobnie najokrutniejszą rzeczą, jaką mogłem zrobić, wielkim egoizmem z mojej strony, a przede wszystkim próbą uratowania resztek własnego sumienia, które coraz rzadziej dawało o sobie znać. Kiedy ją karmiłem, musiałem siłą bronić jej przed innymi. Ale bili ją i tak, a Edapa płakała nie tyle z powodu bólu, który czuła w całym ciele, ile z powodu bólu, który czuła tam, gdzie miejsce wielkiej pustki powinna była zajmować miłość- mm
To właśnie ją zabiło. Domagała się od rodziców miłości.
Wciąż wracała do ich zagrody, sąsiadującej z zagrodą Atu-ma i położonej najbliżej mnie. Wreszcie wpuścili ją i uszczęśliwiona Edapa przestała płakać. Przestała płakać na zawsze, gdyż rodzice odeszli i szczelnie zamknęli za sobą asak, tak szczelnie, że słaba Edapa nigdy nie zdołałaby go otworzyć, gdyby nawet próbowała. Ale wątpię, czy taka myśl w ogóle przyszła jej do głowy. Czekała, że wrócą i przyniosą jej coś do jedzenia, tak jak obiecali. Kiedy wrócili, nadal na nich czekała. Było to po upływie tygodnia czy dziesięciu dni i jej ciało uległo już daleko posuniętemu rozkładowi. Kto by poczuł smród w wiosce Ików? A jeżeli płakała, kto miał zwrócić na to uwagę? Rodzice wzięli to, co z niej zostało, i po prostu wyrzucili poza wioskę, zupełnie tak jak cuchnące'odpadki. Przykryli ją wprawdzie kamieniami, ale chodziło o to, żeby hieny i sępy nie rozniosły szczątków ich córki po polu Atuma — mógłby się obrazić, a przecież panowały między nimi dobrosąsiedzkie stosunki i zajmowali ten sam odok.