w otwartej przestrzeni i jeszcze na poduszce! Poza tym Medoro pisał imię bogdank1 i własne na mchu skalnym, nie na drzewie. Nie. panie Boucher/wszystko to jest beż sensu, nie’ma ani odpowiedniej oprawy, ani prawidłowej anatomii}(ręce, nogi!), aP1 prawdy, ani koloru (ach, te pietruszkowe drzewa!). Spójrz tylko (ale może lepiej właśnie nie patrzeć?) na swojego Medora, na jego nogi: to przecież dzieło dziecka bez żadnej szkoły, cienia smaku! A Angelika — to zwykła handlarka flaków! Że brzyd' kie słowo? Brzydkie, ale oddaje, co trzeba. Rysunek krągły i miękki, ciało obwisłe-Boucher kocha się w cyckach i tyłkach, ja zaś wprawdzie bardzo lubię je oglądać, ale me znoszę, gdy mi je pokazują55.
Scena pasterska
(obraz wysokości 7 stóp i 6 cali, szerokości 4 stóp)55
Czy potrafisz coś z tego zrozumieć, przyjacielu? W środku kompozycji — pasterka (panna Catinon) w kapelusiku, z osiem, ledwie zresztą widocznym spod sterty tobołów, odzieży i nawet kociołka! Panna trzyma w lewym ręku uzdę, w prawym kosz z kwiatami; patrzy na pasterza siedzącego na ziemi (z prawej strony) i trzymającego na kolanach klatkę z ptactwem; za nim, głębiej — chłopak wiejski karmiący je trawą. Poniżej pasterza — pies. Nad chłopcem, ale głębiej — budynek z kamienia, drewna i gipsu o niezrozumiałym przeznaczeniu (owczarnia?). Wokół osła — owce. Na lewo za dziewczyną — kawał płotu, strumyk, drzewa, fragment krajobrazu. Za owczarnią drzewa i dalszy krajobraz. Z dołu, z przodu, skrajnie na lewo — koza i owce, a wszystko zupełnie bezładne; trudno o lepszą lekcję poglądową dla młodego malarza, jak zniszczyć efekt krajobrazu nadmiarem szczegółów oraz trudu autora. Pomijam sprawę koloru, twarzy ludzkich i pewnych dodatków — nie lepszych tu niż w obrazie poprzednim, pytam tylko: Czy nikt już w Akademii nie rządzi? Jeśli nie ma tam komisarza pilnującego, by podobne bohomazy nie hańbiły naszego Salonu, czy nie możemy my, widzowie, wykopać stamtąd tego pasterza, pasterki, owczarni, osia, ptaków, klatki, drzew, chłopca i całej reszty tak, by wylądowały za drzwiami, na schodach, na ulicy? Niestety, muszą zostać na swoim miejscu. Niechże więc przynajmniej te słowa będą dla nich surową, lecz zasłużoną chłostą.
65 Niemoralność Boucliera jako artysty wynikała, zdaniem Diderota, z używania zbył łatwych efektów, obliczonych na zaspokajanie prymitywnych uczuć widza
56 Ta i następna scena (obie w angielskiej kolekcji prywatnej) wchodziły w skład zespołu dekoracyjnych panneaux. wykonanych ofc 1761 r.
Inna Scena pasterska
(obraz tych samych wymiarów, tego samego kształtu i tej samej... wartości co poprzedni)
Więc sądzisz, mój drogi, że mój gniew już się wyszumial? Nic podobnego, nadal kipi gwałtownym protestem; „Precz z Salonu, precz z Salonu!". Próżno staram się go uspokoić powtarzając słowa Chardina: „Nie tak ostro, nie tak ostro!”, on tym głośniej wota, ryczy: „Precz z Salonu”.
Bo to, czym nas tu uraczono — to już czyste szaleństwo: z prawej, na pierwszym planie — nasza znajoma Catinon (czy Favart) wyciągnięta na ziemi i śniąca smacznie mimo wyraźnego obrzęku twarzy (któż tak sypia na mokrej ziemi i jeszcze —■ z kotem na łonie?), za nią— w kolejności (coraz głębszych) planów obrazu — rzepa, kapusta, pory, doniczka z maciejką, spory kamienny klocek, a na nim urna opleciona wieńcem, drzewa, łąka, fragment krajobrazu. Naprzeciw śpiącej, za płotem —■ przyglądający się jej pasterz trzymający w jednej ręce kosz kwiatów, w drugiej różę. Pytam: kto widział kota na tonie wieśniaczki, która nie śpi na przyzbie? Czy róża w ręku chłopca nie musi wyglądać pretensjonalnie? I czemu ten safandufa nie zbliży się do swojej dziewczyny, nie obejmie jej, nie skradnie — a przynajmniej nie spróbuje skraść — całusa? Mógłby przecież cichcem... Czy sądzisz jednak, że na tym kończą się dziwactwa autora? Że za tym krajobrazem nie umieścił — drugiego, o którego istnieniu wyraźnie świadczy dym dobywający się zza drzew i niewątpliwie wskazujący na jakąś wioskę i domy.
Od podobnych nonsensów wolę już slaby obrazek księcia Filipa Orleańskiego z dwojgiem milutkich, niewinnych dzieci drażniących paluszkiem dzióbek wróbelka; tu przynajmniej widać w oczach dziewczynki przekorę1!
Ten sam co przedtem chaos przedmiotów, ten sam opaczny kolor. Cóż za nadużycie niewątpliwej łatwości pędzla2!
Zapewne chodzi o dzieło popularnego wówczas we Francji holenderskiego portrecisty i malarza rodzajowego Caspara Netschera (ok. 1635-1684). Obraz odpowiadający opisowi znajdował się wówczas w bogatej kolekcji księcia Filipa Orleańskiego w Paryżu.
Diderot byl skłonny przyznawać Boucherowi wielką sprawność malarską, w Salonie 1761 roku pisał: „Co za koloryt! Jaka rozmaitość! Co za bogactwo przedmiotów i pomysłów. Jest w tym człowieku wszystko poza prawdą" tcyt' za: D. Diderot, Paradoks o aktorze i inne utwory, tiuni i oprać. J. Kolt, Warszawa 1950, s. 100). Diderot uważa! że artysta, nie podążając za prawdą natury, wymagającą trudu ciągłych studiów, popadł w „manierę" (rozwinie ten zarzut w Salonie 1767 roku) „Niewątpliwa łatwość pędzla”, prawdziwy talent, użyte zostały do celów niegodnycn artysty. Identycznie zarzut wobec Bouctiera i malarzy rokoka forrmilowai jeszcze w 1823 r. Theodora Gericault . opanowaną przez siebie sztukę sprofanowali" (cyt. za: Francuscy pisarze i krytycy o malarstwie 1820-1876, oprać. H, Morawska, T. 2. Warszawa 1977, s. 19) Podobną opinię powtarzał też Eugene Delacroix i inni przedstawiciele sztuki i krytyki pierwszej połowy XIX w. — rehabilitacja rokoka miała nastąpić dopiero w okresie II Cesarstwa