KM) Ila\(in\ lihitr
Oczywiście, 11 kc.jij jest przeświadczenie historyka, że rozmaite stany rzeczy, umieszczane przez niego na początku, w środku czy leż na końcu rozwijającego się ciągu wydarzeń, są „rzeczywiste” bądź „realne” i że jego tekst jest po prostu zapisem „tego, co się zdarzyło” pomiędzy fazą początkową a końcową. Zarówno początkowe, jak i końcowe stany rzeczy są z konieczności poetyckimi konstruktami i jako takie zależą od retorycznej modalności języka, jaka użyta została w celu nadania im spójności. Oznacza to, iż opowieść historyczna nie jest po prostu zapisem „tego, co zdarzyło się” pomiędzy jakimiś dwoma stanami rzeczy, lecz postępującą redcskrypcją zespołów wydarzeń w taki sposób, aby wstępny demontaż konkretnej struktury zakodowanej w' obrębie określonego typu wypowiedzi uzasadniał w końcu jej ponowne zakodowanie w obrębie innego. Tak właśnie wygląda „środek” każdej opowieści.
Wszystko to jest wysoce schematyczne i zdaję sobie sprawę , że nacisk, jaki kładę tu na obecność w’ narracji historycznej elementu fikcji, z pewnością wywoła irytację historyków, którzy wierzą, iż praca ich różni się zasadniczo oci rzemiosła powieściopisarza, gdyż w przeciwieństwie do tego ostatniego nie zajmują się oni zdarzeniami „wyobrażonymi”, lecz „realnymi”, jednakże ani forma, ani też moc wyjaśniająca narracji nic wywodzi się z różnorakich treści, jakie hipotetycznie mogą się w nich zawierać. W gruncie rzeczy, historii — zmieniającemu się w czasie realnemu światu — nadajemy sens w taki sam sposób, w jaki stara mu się go nadać poeta czy powieściopisarz, przypisując temu, co /. początku wydaje się problematyczne i tajemnicze, jakąś rozpoznawalną czyli znaną już wcześniej formę. Nie ma znaczenia, czy chodzi o świat realny czy tylko wyobrażony; w obu przypadkach sposób nadawania sensu jest taki sam.
A zatem, teza, iż światu realnemu nadajemy sens poprzez narzucenie nań wzorców formalnej spójności, które zazwyczaj kojarzą się nam z dziełami literackimi w żadnym stop-
niu nic narusza statusu historiografii jako dziedziny wiedzy. Byłoby tak tylko wówczas, gdybyśmy uważali, że literatura jako wytwór wyobraźni nie z tego, lecz z jakiegoś innego, nieludzkiego świata nie mówi nam nic o rzeczywistości.
W moim przekonaniu „fikcjonalizacji” historii doświadczamy jako jej „wyjaśnienia” z tego samego powodu, z którego wielkiego dzieła literatury doświadczamy niczym źródła światła rzuconego na rzeczywistość, jaką zamieszkujemy wraz z jego autorem. W obu przypadkach dokonujemy rozpoznania form, za pomocą których nasza świadomość jednocześnie ustanawia i kolonizuje świat, gdzie pragnie wygodnie zamieszkać.
Na koniec należy stwierdzić, iż uznanie przez historyków' fikcyjnego elementu ich opowieści nie oznaczałoby w'calc degradacji historiografii do poziomu ideologii czy prppagan- 0 dy. De facio, byłoby t > potężne antidotum na przejawiane przez nich skłonności tło ulegania ideologicznym uprzedzeniom, którym - nierozpoznanym - nadaje się rangę „poprawnego” wadzenia rzeczy „takimi, jakimi są one naprawdę”. Sytuując historiografię bliżej jej literackich źródeł, powinniśmy łatwiej dostrzegać ideologiczny czyli fikcyjny wymiar naszego własnego dyskursu. Zawsze jesteśmy w stanie dostrzec element fikcji wr pracach tych historyków, z którymi nie zgadzamy się co do interpretacji danego zespól u wydarzeń, rzadko jednak zdarza nam się to w odniesieniu do tekstów napisanych przez nas samych. Co za tym idzie, gdybyśmy potrafili rozpoznać elementy literackie czy też fikcyjne w każdym historycznym opisie, nauczanie historiografii podniosłoby się na wyższy poziom samoświadomości niż ten, na którym znajduje się ono obecnie.
Któryż nauczyciel nie ubolewał z powodu swej niezdolności do udzielenia nauk adeptom historycznego pisarstwa? Któryż zaawansowany student historii nie popadł w rozpacz, starając się pojąć i naśladować wzorzec, który jego mistrzowie z d a w a 1 i się honorować, lecz którego zasady po-