Katarzyna Bratkowska
Tu słońce juz dawno jest światłem logosu, który oddaje córkę pod władzę obcego męzczyzny z ciemności, zamyka ją w Hadesie obcego porządku i prawa, nie mając jednocześnie mocy rzeczywistego połączenia jej duszy z duszą tego, kto uwozi z dala od miejsca narodzin.
Ciemne lustro
Konstanty, syn Broni, rodzi się w roku śmierci jej męża i nie przypomina wyglądem ani jego, ani kogokolwiek z rodziny. Można zatem powiedzieć, że jest nikim innym, jak synem Konstantego pierwszego, tego, z którym nie pozwolono jej się związać. Synem poczętym z jego ducha. Bronia, nie mogąc wejść w bezpośredni związek z Ojcem Duchowym, będąc opuszczona przez syna poczętego z jego ducha, doskonale realizuje bolesny, ludzki jedynie aspekt losu Maryi. Jako nosząca na dnie swego istnienia skazę, nie może jednak oczywiście zrodzić nikogo dobrego. Doświadczenie Matki Jezusa odbijają się w niej jak w ciemnym lustrze. Nie zostanie wniebowzięta, jej syn nie zbawi świata. Szuka jednak pocieszenia w odmawianiu litanii do tej, której ciemny los powiela.
Zamknięty krąg
W czasie, kiedy Misia pogrążona jest w najwłaściwszej sobie formie bytu, w głębokim śnie, babkę Bronię
o szóstej czy o piątej, zastanie się (...) siedzącą w łóżku i odmawiającą modlitwy, głośno prawie z krzykiem, a spojrzenie obracała nieprzytomne, załzawione i dwie wilgotne strużki żłobiły ślad na policzkach. (65)
Łkanie, asemantyczne właściwie w swojej mantryczności, są jedynym sposobem, w jaki ta, którą „słowo - prawo Ojca” zdradziło, może szukać kontaktu z opuszczoną jak ona Marką14. Te litanie zakreślić mają święty krąg, który odgrodziłby ją od okrucieństwa świata. To. co można wypowiedzieć, zależy jednak od granic używanego języka. Litania nie jest językiem buntu, lecz pocieszenia. Jej modlitwy stają się tyleż samo murem obronnym, co więzieniem.
Pamięć i sacrum
Tui przed śmiercią Bronia spotyka się z samą sobą i z Babką Mohlową, wnika wąskim korytarzem w głąb innego czasu, odzyskanego czasu Ostatniej Wieczerzy, gdzie sam Jezus dzieli się z nią kromką chłeba, gdzie słyszy „głos kobiecy o znużonym świcie porodu: «Syn!»“ (189). Niewidzialni czekają, aż z jej ust „wyrwie się przekleństwo na oszustwo przeżytego życia” (189-190). Nie umiera jako stateczna, stara Babka Bronisława Dilbinowa, umiera jako Brońcia Ritter, ponieważ umiera tylko ten, kto istniał naprawdę. Przed śmiercią musi wrócić do rodzinnego majątku, musi odzyskać siebie, utraconą więź z rodziną i babką. Na ten czas pamięci nakłada się inny, uobecniony czas
sakralny, w który - zmniejszona - wnika przez okienko w małym krzyżyku, by . tkać się z bytującym tam wiecznie Synem. Cofa się w czasie do wydatzeft sprzed krzy> ża. A jednak nie to spotkanie jest ostatnią klamrą jej historii. Ostatnia Wieczerza przynależy jeszcze do porządku życia opuszczonej córki Kościoła, jest z jednej strony jato odkupieniem, z drugiej - cykliczną zapowiedzią, pętlą czasu, w którym odkupienie zapowiada nieuchronne cierpienie. Do tego porządku, w którym spełnienie nie poAego na zyskaniu więcej, lecz na odzyskaniu, zniesieniu straty, w którym szczęście jest powrotem. Ale teraz „Brońcia Ritter powoli wędrowała samym skrajem czasu" (191).
Z łona Kościoła wracała powoli do innego starszego łona, do czasu Słońca i Ziemi.
Mit o Saule powraca tuż przed udzieleniem ostatniego sakramentu. Po niebie w promiennej, złocistej sukni wędruje matka świata, do Broni wędruje zaś w swojej czarnej księżowskiej - księżycowej może - sukni, inna planeta - świecąca łysina księdza Monkiewicza. Tego, który zachęca „każdego człowieka, żeby siebie cenił bardziej niż górę, planetę i wszechświat Poczęte przez żądzę noworodki ślinią się i miauczą, kiedy daje im szczyptę soli na znak, że czeka je życie pełne goryczy: z płodów Natury czyni domy Ducha świętego, wodą chrztu nadaje im piętno słowa. Od tej chwili, wydarte porządkowi niezmienności, mają prawo dostrzec między sobą i Naturą przeciwieństwo" (184). Z pierwotnej więzi z Ziemią czyni krótkotrwały „kontrakt materii i tchnienia", „zasianego w niesławie" ciała z ciałem duchowym". Teraz Księżyc wchodzi w fazę Ojca. „Moja córko - mówił do Brońci Ritter z hanzeatyckiego miasta Riga mały pastuch litewski [...} żałuj za grzechy, co wystarczy Panu Bogu" (188). Jakie grzechy? „Męża nie kochałam - niech - mnie - przebaczy”, „Wątpiłam, że Bóg jest -i - że - mnie słyszy” (188). „Ale na stoliku {...] zatrzymał się list donoszący, że modlitwy nie są wysłuchane” (190). Śmierć Broni Ritter i jej spowiedź ukazują szczególne zagęszczenie ironii. W duchowym planie wnuczka Grafowej von Mohl staje się córką „małego pastucha litewskiego”, a spowiada się z tego, że Bóg jej nie słyszy. Tomasz -czy też narrator - jednak umożliwia jej jeszcze wejście w krąg duchów, za którym kończy się rozdzielająca i wiążąca władza księdza Monkiewicza.
Dwie kobiety, z których każda w taki czy inny sposób oddała się Kościołowi, spotykają się w życiu grobowym. Powracają do dziury w pamięci, gdzie pogrzebana została cisza narodzenia się z matki - jak powiedziałaby Irigaray. Regres do łona w porządku Ojca jest groźny. Łono Matki jest martwe, jest już tylko grobem. W planie powieści odwrotnie - zejście do grobu jest powrotem do utraconej jeszcze przed poczęciem więzi kobiety z kobietą. Zniesiona zostaje klątwa opuszczenia, podejmowane wciąż na nowo próby włączenia się w Kościół Ojca na jego warunkach srają się niepotrzebne. Połączenie siły Magdaleny i porządku, w którym to Matka powierza córkę mężczyźnie, rworzy układ Irigarayowskiego wzajemnego macierzyństwa i wzajemnego uzupełnienia.